Ze wszystkich miejsc, jakie Akahoshi mógł odwiedzić i spędzić w nich czas, wybrał jedno, gdzie mógł sobie po prostu i klasycznie pojeść. Choć nie jedzenie było główną motywacją kierującą bohatera, a możliwość wejścia w interakcję z miejscowymi. W tym być może z innymi uczniami akademii, którym też nagle wpadło do łba, żeby pożywić się w tym samym miejscu, co czarnowłosy. A jeżeli plan ze znalezieniem towarzyszki, ewentualnie towarzysza, do rozmowy nie wypali, to przynajmniej Masamune będzie mógł pokryć żal z tego powodu jakąś smaczną strawą.
Z wielu opcji wybrał istny klasyk, bo ramen. Jeszcze nie miał okazji spróbować tutejszej wersji tego specjału, więc powinno to być dobre doświadczenie kulinarne. Jak długo kucharzem nie okaże się inny zabójca specjalizujący się w truciznach. Podejrzliwość i nieufność były podczas przebywania na tej wyspie dość wskazane, jednak nie można było popaść w całkowitą paranoję. I raczej bohater jeszcze sobie takiej reputacji nie zbudował, żeby ktokolwiek chciał zrobić skok na jego życie. Jak zacznie wyłapywać plotki, że jest inaczej, to zacznie być bardziej ostrożnym.
Na wejściu do restauracji dał swoim nozdrzom dokonać pierwsze rozeznanie w sytuacji przez wzięcie głębokiego wdechu. Zapach wydawał się na pewno nie zniechęcający, co już było na plus. Tylko chwilowa pustka panująca w lokalu mogła wydawać się podejrzana. Ale ten stan mógł się zmienić z sekundy na sekundę. Masamune zasiadł więc przy ladzie, na miejscu najbliżej ściany, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Tonkotsu Ramen z nasionami sezamu, kamaboko, kiełkami fasoli i zieloną cebulką. I jeżeli można, to proszę dopieścić pod względem ilości plasterków chashu.
Po złożeniu zamówienia, położył przedramię na ladzie przed sobą i zaczął wystukiwać, bardzo cicho, jakąś melodię opuszkami palców. W taki kreatywny sposób postanowił spożytkować swój czas, gdy czekał na gotowe już jedzenie. A przy okazji przysłuchiwał się drzwiom, czy przypadkiem ktoś jeszcze go tutaj nie odwiedzi. Potencjalny rozmówca, na przykład. Jeżeli nie co gorszego.
-Dzień dobry! Poproszę wege ramen z podwójnym silken tofu. Czy zielona herbata jest dodatkowo płatna czy przy zamówieniu jest dodawana?
Ale Pan Azjata tylko na nią spojrzał, uśmiechnął się i coś zanotował. Collette wyciągnęła paczkę chusteczek po czym przetarła swój kawałek lady. Rozglądnęła się po sali, dostrzegła, że kilka krzeseł od siebie siedzi ktoś jeszcze..jednak pozostała na lekkim uśmiechu. Wzięła do ręki plastikowe zamówienie leżące kawałek od niej. Było mocno zużyte, poplamione i tłuste.
-Ochyda...-wzdrygnęła się.
Tą samą chusteczką co wcześniej przetarła menu, swoją dłoń i zajęła się studiowaniem każdej pozycji z nadzieją, że trafi na wiele pozycji ze słodyczami i bardzo nikłe ilości rybej spermy. Usłyszała stukanie w blat. Stuk. Stuk. Stuk.
-A stuknij mi jeszcze raz, a w Ciebie stuknę- pomyślała, ciągle wpatrując się w kartę dań.
STUK.
W tym momencie poziom jej irytacji się wzniósł, jednak po chwili opadł- to nie jest miejsce na konflikty. Biorąc pod uwagę faktu, że jej licznik znajomych w nowym miejscu w dalszym ciągu wykazuje okrągłe ZERO.
Postanowiła więc oprzeć swoją głowę o dłoń, w taki sposób by jej ucho było przykryte. Ignorowanie jest dobrym sposobem by przetrwać w tej szkole- przynajmniej póki co.
Pierwsze zgrzyty pojawiły się, gdy niewiasta dała znać o swoim zamówieniu. Słysząc "wege", Akahoshi niemalże przestał wystukiwać melodię palcami. Pojawiły się obawy, że wchodzenie w interakcję z kimś takim, samemu będąc mięsożercą, może się źle skończyć dla którejś ze stron. Istniała jednak nadzieja - mała, ale jednak - że nieznajoma postanowiła pożywić się bezmięsną wersją ramenu tak po prostu, dla spróbowania, a nie ze względu na swoje tendencje żywieniowe. Niestety pedantyczne zachowania, jakie przejawiała dzieląca z Masamune ladę, były tylko bardziej martwiące. Pomijając fakt, że dziewczę wydawało się emanować podirytowaną energią. Aż chciałoby się jak najszybciej zabrać za posiłek i skupić na nim, a w międzyczasie czekać na bardziej sprzyjającą okazję. Czasem jednak ryzyko popłacało, a na korzystne ułożenie planet można było czekać w nieskończoność.
Bohater przestał stukać rytmicznie w blat lady. Uśmiechnął się nieco szerzej.
- Złość piękności szkodzi - odezwał się nieco głośniej, by nieznajoma mogła go usłyszeć.
By jasno zaznaczyć, że to do niej się zwracał, przy wypowiedzi patrzył na nią kątem oczu. Miał nadzieję, że nie będzie musiał głośniej odkaszlnąć, żeby zaskarbić sobie pierw jej uwagi i dopiero potem powtórzyć wcześniejsze słowa.
- Poza tym, czy nie przyszłaś tutaj tylko coś zjeść, a nie dodatkowo wyręczać pracowników tego lokalu z ich obowiązków?
Masamume posłał nieco dłuższe, sugestywne spojrzenie w kierunku osób odpowiedzialnych za te małą restaurację, najpewniej chcąc ich nieco zawstydzić postawą i niedbaniem o odpowiednią czystość. Choć najpierw czarnowłosy planował pójść bardziej w stronę wyśmiania zachowania nieznajomej, to ostatecznie obrał taktykę pozornego stanięcia po jej stronie. W ten sposób może zostanie mu wybaczone, że miał kawałki pysznej wieprzowiny w swojej zupie, zamiast usłyszeć pretensje na ten temat. No i może ją też nieco uspokoi. Może.
-Dziękuję Panu bardzo!
Pan Azjata również się uśmiechnął i serdecznym tonem odrzekł:
-Herbata na koszt firmy.
Dziewczyna skinęła głową, zadowolona z otrzymanego prezentu gotowa zabrać się za zamówienie, aż usłyszała głos. Słowa o złości, choć stare jak świat tak wypowiedziane przez różne osoby nigdy nie brzmi jednakowo. Tym razem akurat całkiem ją rozbawiły- wypowiedziane z ust siedzącego obok niej póki co-noname'a.
-Masz rację, cóż tym razem na winę miesiączki tego zwalić nie mogę- zaśmiała się.
Dziwnie jej było rozmawiać z kimś o błachostkach zaraz obok miejsca gdzie wszyscy się uczą jak uśpić na wieki drugiego. Ale Collette potrzebowała znajomych- lub chociaż sojuszników. Dziewczyna odwróciła się do chłopaka, po dokładnym przyglądnięciu nie trudno jej było stwierdzić, iż nie jest to największy samiec alfa w mieście-ale wygląda miło, więc może dziś z niej kebaba nie zrobi. Na pytanie nieznajomego lekko się zakłopotała
-Hah, racja...głupi nawyk, nigdy nie wiesz czy coś dziwnego wcześniej nie było tu rozlane- na przykład substancja żrąca pomyślała-...przykładowo wymiociny pijanych sake gości-zaśmiała się
Chcąc podtrzymać temat uznała, że najbezpieczniej będzie rozmawiać o tym co ich w tym momencie łączy- czyli o jedzeniu. Nie trudno było z jej odległości ocenić, że ramen rozmówcy do wege nie należy. Unoszący się dobór dodatków przypominał jej te które zamawiała jako dziecko, będąc na wakacjach z ojcem.
-Kiedys byłam fanką dokładnie tych samych dodatków-wzięła w pałeczki jeden kawałek silken tofu- chcesz spróbować? Na Pana Azjatę będzie Ci smakować, a jak nie to stawiam jakiś deserek.
Collette, siedziała wyprostowana z złożonymi nogami, machając stopą to muzyki z zaplecza. Cieszyła się z okazji na rozmowę z kimkolwiek. W końcu nawet w dormitorium mieszka sama-chociaż w tym przypadku może i dobrze, paranoikowi trudno by było zasnąć z totalnie obcym kimś pod jednym dachem. Od temperatury w lokalu kilka kosmyków wymknęło się spod starannie uplecionej fryzury. Jej twarz okalana baby hair sprawiała wrażenie jeszcze łagodniejszej i bezbronnej. Bądź co bądź Collette nie nadawała się do bitek oraz nie lubiła konfliktów na pięści. Nigdy nikt jej nie wynajmował do brudnej roboty- przeciwnie, to ona sama brudy świata usuwała. Może dlatego rozmówcy najczęściej odbierali ją jako bezbronną- może po prostu taka była.
I miało to być prawdopodobnie jeszcze bardziej potwierdzone przez jego rozmówczynię, która tylko niepotrzebnie go wystraszyła pierwszym wrażeniem.
Przerwał na chwilę jedzenie, by móc odpowiedzieć nieznajomej. Zaśmiał się na jej pierwszy komentarz.
- Weź mnie nawet nie strasz. Jakbyś do tej nerwowości dodała jeszcze tę spowodowaną swoimi naturalnymi, okresowymi troskami, to z tego lokalu wiele mogłoby nie zostać. A co za tym idzie, z moim posiłkiem.
No i, czego Masamune nie powiedział, bardziej rozdrażniona białogłowa mogłaby być mniej skora do konwersacji z nim, a bardziej do ukatrupienia gołymi rękami za samo oddychanie tym samym powietrzem, co ona. Co pewnie mogłoby okazać się problematyczne, bo czarnowłosy tanio skóry nie miał zamiaru sprzedać, ale uniknięcie niepotrzebnego konfliktu było bardziej na plus.
- Już nie przesadzajmy - odpowiedział na jej kolejne słowa, ale jakoś instynktownie spojrzał na pracowników, jakby szukał od nich weryfikacji.
Może i miasteczko było miejscem, gdzie zbierany był margines normalnego społeczeństwa, ale może pewne standardy były zachowywane. Ze względu na uczniów, chociażby. A może nie, specjalnie po to, żeby dawać pupilom Umbrelli więcej powodów, żeby eliminowali mieszkańców? Pytania na potem.
Przerwał na sekundę rozmowę, racząc się kolejną porcją ramenu.
- Nie trzeba. Smak tego tofu nie jest mi obcy. Tylko nie mam na niego na razie ochoty - odpowiedział na propozycję.
Masamune zrobił to częściowo z przyzwoitości, częściowo z podejrzliwości. Choć już w głowie jawiła mu się wizja, jak nieznajoma dosłownie zaczyna go karmić, co kęs prosząc go o zrobienie "aaah", to tylko na fantazjowaniu, a nie ich urzeczywistnianiu, wolał zaprzestać. Może kiedyś, może kiedyś.
Znów przerwał chwilowo, żeby się krótko posilić. Ramen zaczął mu jakoś tak bardziej smakować. Ciekawe czemu?
- Wnioskując po Twoich poprzednich słowach, wydajesz się nie być tutejsza. - Spojrzał na rozmówczynię podejrzliwi, przymrużonymi oczami.
Albo więc była kolejnym skazańcem, który siłą dostał tutaj zakwaterowanie, albo była świeżynką w Umbrelli, tak jak Masamune. Nawet niekoniecznie jako uczennica. Cholera wie, może w tej Akademii na stanowisko nauczyciela mogli przyjąć dość młode, ale straszliwe utalentowane osoby?
-Tak, nie jestem stąd...chyba jak większość tutaj-zrobiła pauzę by się uspokoić, w przeciwnym razie mogłaby spanikować, po chwili kontynuowała-...mój tatu..Tata znaczy uznał, że bezpieczniej dla mnie będzie jak zacznę uczęszczać tu do szkoły- miałam być na Harvardzie, uczyłam się do niego całe życie ale...dołożył WSZELKICH starań bym się tu znalazła. Niektórzy tutaj uważają, że mam talent- z mojej strony wygląda to na cyrk na kółkach, który przyszło mi zaakceptować. Inaczej stracę głowę- tutaj zaśmiała się cicho i zrobiła gest pistoletu przy skroni.
Trochę się zagalopowała z ilością podawanych informacji, ale żadna z nich nie była niezgodna z prawdą. Również jej słowa nie mogły negatywnie wpłynąć na jej losy w tej szkole.
-Trudno powiedzieć skąd jestem, wszędzie wpisuję, że z Malty, ale urodziłam na statku na trasie Malta-Szwecja. Z tym, że nigdzie nie mieszkałam dłużej niż rok. Może tutaj pobiję swój rekord-ściszyła głos-wiem, że to trochę poplątane.
Colette wzięła łyk herbaty i skubnęła trochę zupy. W końcu przyszła tutaj zjeść. Bardzo chciała zapytać nieznajomego o imię, ale przecież to należy do roli męskiej. Tak samo jak wyciągnięcie ręki na przywitanie. Uznała jednak, że jak nie pozna imienia rozmówcy to dalej nie będzie nikogo znała. Z jednej strony zszarga swoją godność, z drugiej zaś narazi się na samotność.
-No to próbujemy-pomyślała po czym wstała i wyciągnęła kościstą dłoń, nie większą od ręki 10 latki. W głowie miała nadzieję, że zgodnie z zasadami zostanie chociaż w nią ucałowana jednak wiedziała, że szanse są marnę. Uśmiechnęła się promieniście i powiedziała:
- Zazwyczaj to mężczyźni się ze mną witają jako pierwsi, ale uznałam, że mogę spróbować i ja-dygnęła na nóżce
-Nazywam się- dla bliższych Colette van Arseen, dla dalszych Arseenik do wyboru do koloru. A Ciebie jak mam zwać? - przechyliła głowę na bok.
Przez jej głowę przeszło, jak jej znajomy zareaguje na informacje, że pseudonim dziewczyny pochodzi od trucizny, jednak uznała, że najbezpieczniej będzie mieć to w tyłku. Co ma być to będzie, najwyżej dziś zje swój ostatni posiłek. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że nawet nie zwróci uwagi- nie każdy tutaj jest przecież wulkanem intelektu, a nawet jeśli to może być wygasłym.
- Chyba znajdziemy kilku szczęściarzy, którzy za tutejszych mogą się uważać. Jeszcze. - wtrącił z widocznym rozbawieniem.
Wiadomym jest, że mieszkańcy wyspy z góry byli martwi. Średni czas między przybyciem na Hashimę a "tajemniczym zniknięciem" tych jednostek raczej nie był długi, ale musieli istnieć tacy, którzy nieźle te statystykę poprawiali. I tacy rzeczywiście mogli się nazywać tutejszymi.
Akahoshi nie spodziewał się, że białogłowa tak się rozgada. W pewnym momencie aż musiał gestem dać znać, by sobie nie przerywała, gdy ten dalej będzie się raczył posiłkiem, zanim ten do końca ostygnie. Na szczęście tego dużo nie zostało. Czarnowłosy jednak miał pewne trudności z pojęciem tego, co usłyszał. A głównie motywu, dla którego tak się stało. Znał niewiastę od kilku minut, a ta zaczęła mu się tak zwierzać? Pomijając, że pracownicy lokalu mogli też chcący-niechcący coś z tego usłyszeć. Czy to dlatego, że Masamune pociągnął odpowiednią, emocjonalną strunę u swojej rozmówczyni? Czy to może był jej własny, chytry plan, by nakarmić swego rozmówcę pewnymi - być może fałszywymi - informacjami, bo chciała osiągnąć jakiś konkretny skutek lub reakcję? Podejrzenia te wystarczyły, by czarnowłosy z widocznym zaciekawieniem pochłaniał wszystko, co jego rozmówczyni miała mu do powiedzenia. Chciał w każdym jej słowie doszukiwać się intrygi. Chciał w każdym zdaniu odczytać ukryty plan. Chciał poznać prawdziwe znaczenie całej jej wypowiedzi. Gdyby nie był zajęty posiłkiem, to na jego twarzy malowałby się uśmiech od ucha do ucha. Nieco szydzący uśmiech, mówiący "no dalej, próbuj mnie zrobić w konia, może Ci się uda".
Gdy nieznajoma skończyła, przynajmniej na chwilę, mówić, Masamune wyszedł z istnego transu. Z lekkim zdziwieniem spostrzegł, że jego miska była już pusta. Tak był skupiony na słowach swojej rozmówczyni, że przez automatyczne posilanie się w tym czasie, nieświadomie opróżnił naczynie. Odłożył miskę, podziękował za posiłek, a następnie mógł całą uwagę poświęcić ponownie siedzącej obok niewieście. A zaczął dość nietypowo, bo od...śmiania się.
Akahoshi zaczął się najzwyczajniej w świecie śmiać. Nie aż nadto głośno, bo w tym aspekcie się powstrzymywał, ale jak najbardziej obficie. Aż złapał się za twarz prawicą w pewnej chwili, dalej się ciesząc.
- Wybacz, wybacz. - W końcu się odezwał, dalej rozweselony, ale zaczynał się kontrolować. - Nie jestem przyzwyczajony, by osoba, którą ledwie poznałem, tak mi się zwierzała. Niemalże przysiągłbym, że jesteś pod wpływem.
Choć nie przekreślał opcji, że nieznajoma coś knuła, to uznał jej wyznania za dość...odświerzające. Tak bardzo, że był gotów zaryzykować, by się przekonać, dokąd to wszystko miało prowadzić. A jeżeli jego podejrzenia były mylne, to rzeczywiście trafił na jedyną w swoim rodzaju personę.
I jakby tego było mało, to niejaka Colette, bo tak mu się przedstawiła, postanowiła wyjawić mu swoje imię jako pierwsza. Miało to sporo sensu, zważywszy na to, jak trochę zbytnio uchyliła przed Shogunem rąbka tajemnicy o swojej osobie.
- Ten wypad na ramen wydaje się jedną z najlepszych rzeczy, na jakie ostatnio wpadłem - powiedział bardziej do siebie, po czym powstał z siedzenia, stając naprzeciw jasnowłosej.
W zależności od sposobu, jak została mu podana przez nią ręka, to albo ją normalnie uściśnie - choć "normalnie" oznaczało z odpowiednią dozą delikatności, a nie jak przy witaniu się z innym mężczyzną - albo lekko i krótko ucałuje.
- Miło Ci mnie poznać. Możesz mi mówić Masamune. Z rodziny Akahoshi. Zwany Shogunem. - Również się przedstawił.
Zupełnie zignorował, że wypowiedział się nieco wywyższająco. Nawet chciał dodać "pozwolę Ci na to" po podaniu swojego imienia, jednak udało mu się przynajmniej w tej kwestii pohamować. Nie było łatwo. Trafił na tak intrygującą jednostkę, że był w zbyt dobrym nastroju, żeby całkowicie uważać na język.
Jej "drugiego imienia" nie skomentował, acz pewnie wnioski wyciągnął. Zapomniał się jednak tak bardzo, że natychmiastowo nie puścił dłoni rozmówczyni po przedstawieniu się. I jemu jakoś to bardzo nie przeszkadzało.
- "Wśród chaosu jest też szansa" - zacytował, i choć oryginalne słowa dotyczyły wojny, to jakoś idealnie pasowały do obecnej sytuacji, przynajmniej zdaniem czarnowłosego.
Miał jeszcze jeden cytat, ale ten zostawił już dla siebie.
-Czy mogłabym poprosić o sake, dla mnie i kolegi? - spojrzała na Masamune ostrzegawczo.
-Tak, za chwilę podam państwu coś wyjątkowego-Pan Azjata uśmiechnął się słodko i poszedł na zaplecze.
Collette nie miała wątpliwości co do wyjątkowości trunku, jednak podejrzewała bardziej tabletkę gwałtu, niżeli truciznę.
-Może teraz Ty mi coś o sobie opowiesz? Skąd jesteś? Co się stało, że jesteś tutaj? Mam nadzieję, że nie jesteś największym fanem mordowania? - zapytała wkładając rękę do kieszeni po papierek wskaźnikowy- Pozwól, że teraz zmienimy się rolami i teraz ja sobie dokończę jedzenie, a Ty będziesz mówił.
Collette kończąc swoje słowa mrugnęła do rozmówcy i pod ladą podała jeden ze swoich wskaźników.
-UWAŻNOŚĆ pozwala nam obserwować nasze myśli, widzieć, jak jedna myśl prowadzi do następnej, decydować, czy podążamy niezdrową ścieżką, a jeśli podążamy, to puszczać je i zmieniać kierunki- celowo postawiła akcent na pierwsze słowo z nadzieją, że kolega ogarnie o co chodzi.
Wstała na chwilę to szafy grającej by zmienić muzykę i ją podgłośnić. Coraz mniej się dziwiła, że nikogo więcej tutaj nie ma. Wróciła na swoje miejsce i dokańczała posiłek, z herbaty pozostały same fusy na dnie filiżanki.
-Też się cieszę, że tutaj jestem.
Collette z każdą sekundą czuła jak adrenalina powoli wypełniła jej żyły.
W takich chwilach żałowała, że nie założyła spodni na ewentualny sprint po mieście.
- Żebyś tylko ogarnął Kolego... - pomyślała
W gruncie rzeczy, dziewczyna mogła się pomylić- w końcu jest paranoiczką, jednak lepiej jest włożyć papier do kieliszka i się upewnić, niż skończyć rozebranym na zapleczu.
Najwidoczniej dość pozytywna reakcja z jego strony zachęciła Colette do dalszego, aktywnego spędzania z nim czasu. Niestety chyba troszkę za bardzo, bo postanowiła sięgnąć po alkohol. Być może chciała spróbować tak rozplątać język Shogunowi, żeby nie była jedyną, która mówi tak dużo o sobie? Ewentualnie miała jeszcze inne, mroczniejsze plany. Niestety wybrała złe podejście w stosunku do bohatera, acz ciężko było ją za to winić. Raczej większość osób by się pozytywnie zapatrywała na wspólne picie, więc w ogólnym rozumowaniu pomysł jasnowłosej nie był zły.
Przy okazji kącik ust mu aż zadrżał, gdy usłyszał słowo "sake".
- Wybacz Colette, ale będę musiał odmówić. - Poinformował.
Zabawnym było to, że Masamune nie unikał alkoholu ze względu na nieufność co do jego składu, tylko ze względu na nietolerancję jego smaku. Nie miał jednak zamiaru otwarcie się do tego przyznawać, bo zbyt duża ilość osób nie brała tego za dobry argument. A jeżeli białogłowa miała dodatkowe pomysły w związku z upojeniem swojego rozmówcy, to tym bardziej ciężko będzie jej zaakceptować takie wytłumaczenie. Więc warto było wymyślić coś innego.
- Niestety mam po alkoholu jedną z dwóch reakcji: albo robię się niesłychanie agresywny, albo pokazuję wszem i wobec co takiego jadłem od samego rana. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Byłoby bardzo miło, jakby to wystarczyło. Inaczej skupi się na powtarzaniu stanowczego "nie" i będzie trzeba mu wlewać trunek siłą.
Na wzmiankę o mówieniu o sobie, Masamune krótko się zaśmiał i pogroził Colette paluszkiem.
- To tak nie działa. Nigdzie nie było mowy o wymianie informacji. Ty je mi po prostu bezinteresownie podałaś - oznajmił rozbawiony i puścił jej oko.
Niestety bohater miał nieco więcej samokontroli w porównaniu do swojej rozmówczyni. Niestety dla niej, bo jemu ten fakt był jak najbardziej na rękę. Na pierwszym spotkaniu wolał grać tego tajemniczego gościa, żeby karmić ciekawość białogłowy. I może będzie to podejście ciągnął jeszcze przez kilka kolejnych spotkań. Zależy.
- Poza tym nie spodziewaj się po mnie jakiejś ciekawej historii. Najpewniej bym Cię nią tylko zanudził.
Bo rzeczywiście pomijając pewne szczegóły, jak rodziców-zabójców i pompowanego od dzieciństwa ego, powieść o przeszłości Masamune nie należałaby do najciekawszych. No chyba że dla tych, którzy dość mają historii o głównych bohaterach z patologicznym i/lub tragicznym dzieciństwem, których było aż nadto.
Trochę zmieszała go gadania o uważności, choć mniej, kiedy połączył ją ze specyficznym gestem Colette. Jako, że czarnowłosy nie miał zamiaru oddawać się przyjemnościom alkoholowym, tak nie musiał wszystkiego dodatkowo sprawdzać. Dyskretnym ruchem odmówił, acz przynajmniej udawał zainteresowanie słowami swojej rozmówczyni, by przynajmniej w ten sposób z nią współpracować.
- To nie wywiad policyjny, a rozmowa głuptasie -przewróciłaoczami- ..po pierwsze nie chcę byśmy wyszli stąd jako dwoje nieznajomych, a po drugie -ściszyła głos- chciałam byś cokolwiek opowiadał bym mogła się upewnić, czy typ w dalszym ciągu nas podsłuchuje...
Plan byłby idealny gdyby tylko nowy znajomy zechciał chociaż trochę wziąć w nim udział. Za późno, w lokalu rozległ się dźwięk dzwonka i zza zaplecza wyszedł dokładnie ten sam mężczyzna. Jego spojrzenie cały czas przenikało z Masamune na Collette- na zmianę, aż w końcu postawił tacę z już nalanymi dwoma kieliszkami. Nic nie mówiąc wrócił skąd przyszedł, lecz tym razem nie zamknął drzwi.
- Nie wiem jak Ty, ale jak po włożeniu papierka do kieliszka ten zmieni kolor z białego na czerwony ja uciekam. Większość narkotyków które są bezsmakowe mają odczyn kwasowy. Ja nie umiem się obronić, jestem Trucicielem. Możesz za mną lecieć, pójdziemy gdzie chcesz. Ale muszę się upewnić, że ten lokal jest szemrany tylko w mojej głowie.
Collette włożyła papierek do ust, podniosła sake do warg i udając skosztowanie zamoczyła go w kieliszku.
Po chwili przecierając buzię wyciągnęła wskaźnik, spojrzała na niego i włożyła w rękę Masamune.
Był czerwony.
- Lubię jak mówisz do mnie "głuptasie" - zażartował z rozbawieniem w głosie - Myślę, że sprawę nieznajomych dość szybko załatwiliśmy i teraz umacniamy fundamenty.
Reszty nie skomentował, tylko rzucił kątem oka na pracowników. Korciło go, żeby unieść brew, jak zerknął ponownie na Collette, na znak, że to ona przecież trochę za dużo gada, szczególnie o sobie, a jednak czepia się o bycie podsłuchiwaną. A z Masamune śmieje się, że traktuje to jak wywiad policyjny. Jakby to była sytuacja bardziej sam na sam, to może by trochę rozplątał swój język. Ale tylko trochę.
Można było się doszukać pewnego wspólnego mianownika: tak Akahoshi, jak jego rozmówczyni, wykazywali się nieufnością. Bohater okazywał ją jednak niebezpośrednio, nie mówiąc tego, czego nie chciał, żeby niepożądane osoby wiedziały. Collette była bardziej bezpośrednia, bo tutaj coś czyściła, tutaj coś sprawdzała. Różne były też cele ich nieufności. Dla Masamune byli to w sumie wszyscy w jego obecnej okolicy, wliczając jego nową znajomą, jak i będących gdzieś w tle pracowników knajpy. Białogłowa zdawała się podejrzewać o nieczyste zagrywki - i umeblowanie - właścicieli restauracji, a w stosunku do bohatera zdawała się być, nawet może aż nadto, otwarta. Jakby się Shogun nad tym bardziej rozwlekał, to chyba by się obraził, że jego rozmówczyni wykazywała się wręcz paranoidalną ostrożnością w stosunku do byle gości od ramenu, zamiast w stosunku do profesjonalnego-zabójcy-podczas-szkolenia. Wciąż jednak mogła to być tylko jej taka gra.
Pan "jak na ironię chyba bardziej ufam gościom z tej jadłodajni niż mojej nowej, urodziwej koleżance" uznał, że wynik testu był w tym wypadku nieistotny, a jego rozmówczyni po prostu bardzo chciała się z tego miejsca ulotnić. Jako, że Akahoshi po posiłku już był i dłużej go tutaj nic nie trzymało, nie musiał na siłę tutaj zostawać.
- Ktoś tutaj znowu mówi chyba troszkę za dużo o sobie - wtrącił figlarnie, załatwił formalności z pracownikiem, podziękował i wstał z miejsca.
Poczekał chwilę, aż Collette załatwi swoje sprawy związane z podejrzeniami, a następnie - a jakże - puścił ją przodem w kwestii wyjścia. Choć dla białogłowy doświadczenie w tym miejscu do najlepszych mogło nie należeć, szczególnie po swoich odkryciach, to Masamume uznał wypad na ramen bardzo na plus. I zjadł, i się nie zatruł, i jeszcze sobie poszerzył grono znajomych. Byle ta bezwypadkowa tendencja jeszcze trochę trwała i już w ogóle będzie cudnie.
Bohater postanowił zrezygnować z innych, zamkniętych miejsc i postawił na bardziej otwarty obszar. Być może w trosce o swoje, lub swojej koleżanki bezpieczeństwo. Choć równie dobrze mógł ktoś to odczytać jako przewagę terenu.
Wraz z Collette wybrali się więc do parku.
[z/t + Collette]
|
|