Macie dowolność w tym co zaczniecie robić, pamiętajcie tylko że pewne akcje mogą mieć konsekwencje. Powodzenia.
- O kurwa moja babka od ciastek. Ja pierdole...
Jęknęła i ryknęła na całe gardło.
- TRUP NA STOŁÓWCE RUSZCIE KTOŚ KURWA DUPĘ PO JAKIEGOŚ ODPOWIEDZIALNEGO ZA TEN PRZYBYTEK!
Zaraz potem ostrożnie weszła do środka okrążając truposza, by nie zadeptać śladów o ile jakieś były. Dostrzegła rany na ciele i dopiero dotarło do niej, że trup jest nagi...no pięknie, ktoś się zabawił i postanowił zabawić się w świniobicie? Bez jaj. Przykucnęła przed plamą krwi i lekko palcami dotknęła kałuży sprawdzając czy jest ciepła czy nie. Była, a to oznaczało jedno...niedawno zginęła. Podniosła swój tyłek i usiadła na stole pilnując by czasem nikt nie zbliżał się za bardzo. Z pierwszych obserwacji wiedziała, że kobieta zginęła niedawno, ktoś ewidentnie zabawił się w tysiąc cięć...ciekawe tylko czemu. Czystą dłonią wyciągnęła z kieszeni chusteczkę higieniczną i wytarła w nią palce czekając, aż pojawi się jakiś wykładowca, dyrektor czy ktoś.
Oczywiście ubrał się standardowo w swoje cudowne ciuchy i czapkę pandy. Rozciągnął się jeszcze i pożegnał z Teddym - swoim wymyślonym przyjacielem, który mieszkał w pluszowym misiu. On istnieje, mówię wam. Po prostu świat nie jest jeszcze na niego gotowy.
Czas się zbierać! Jego współlokatora nie było już w pokoju, więc machnął jeszcze teatralnie do pluszaka. Skierował swe nóżki do stołówki i co dziwne, nie spodziewał się tam nic specjalnego, ale krzyki uczniów przykuły jego uwagę mocno. Podszedł więc bliżej.
Ooooo! Zwłoki! Ten dzień zapowiadał się dobrze, wręcz zajebiście. - Może nie trup to może to kukła? Och nie, jednak trup. - Zachichotał mówiąc to do siebie, lecz kilkoro uczniów mogło to usłyszeć. Był tak zapatrzony w krople, które tak pięknie odbijały się na podłodze, jednak po drugiej. Pochodził bliżej. Kap, kap, kap, kap Powtarzał w głowie, za każdym razem słysząc ten dźwięk. Generalnie nie obchodził go sprawca tego zdarzenia, bo i tak był zapatrzony w te proste, acz delikatne cięcia na ciele kobiety, której nawet nie polubił. Ale faktycznie zanotował sobie do głowy, że coś jest nie tak.
Na wszelki wypadek zachował pozory i się pilnował, ale z drugiej strony ta krew. Czy było coś piękniejszego? No właśnie. Minęła chwila, jak Leam kucnął tuż przy zwisających zwłokach i palcem wodził w kałuży krwi. Mógł już na dzień dobry stwierdzić, że zabójstwo było dokonane w krótkim czasie. - Wspaniale! - Krzyknął klaskając w dłonie kilkukrotnie.
- Ale makabra...właśnie dlatego uważam trucie gazem za najbardziej humanitarny sposób na morderstwo. Ten obrazek to zezwierzęcenie ofiary. Szkoda mi jej.-powedziala autentycznie przejęta, smutna i oburzona.
Collette obeszła ciało, a jej oczom ukazał się widok odciśniętego kręgu na palcu. Tutaj Collette się już wkurwiła. Zabić kogoś to jedno, ale zabić i okraść pośmiertnie to szczyt.
-Morderca zajebał jej obrączkę! - podniosła głos, aż ogarnęła co powiedziała. - przepraszam za słownictwo, zdenerwowałam się. Ale nie dość, że mamy paskudnego mordercę to złodzieja.
-Komu mogła zawinić Pani ze stołówki? Jedyne interakcje jakie większość z nią przeprowadza to wybór między marchewką z groszkiem, a szpinakiem-pomyślała
Uznała, że powiedziała już dość. Patrzyła na znajomych z klasy, aby usłyszeć ich opinię na to niefortunne zdarzenie. Collette wiedziała, że ta szkoła nie jest normalna, ale liczyła, że w minimalnym stopniu BHP zostanie zachowane. Tak jak nie biegaj z nożyczkami, nie wieszaj obcych czy coś...
- Swoją drogą ktoś musiał być bardzo silny by pomóc kogoś się powiesić-w końcu to wysokość sufitu, nie byle klamka. Co wy o tym myślicie?
Dziewczyna założyła ręce na piersi. Zaczęła się bać.
Dlatego, kiedy będąc w okolicach stołówki usłyszał paniczne krzyki znajomej osoby, Masashi ani trochę się tym nie przejął, pomimo faktu, że wyraźnie przyśpieszył kroku. Serce zaczęło mu bić znacznie mocniej, jednak poza drobnym przepływem adrenaliny nie czuł zbyt wiele. Spokojnym krokiem przepchnął się bliżej chcąc zobaczyć ciało z bliska. Nie dotykając go, a jednocześnie nie zamaczając swoich drogich butów w plamie krwi. Naga kobieta, z tego co kojarzył tutejsza kucharka, przecięta kilka razy nożem, jak ciele wyraźnie przedobrzoną ilością cięć i powieszona jak ciela.
Japończyk westchnął głęboko.
Akademia mogła się znacznie lepiej postarać. Zabójstwo wbrew zakazowi zabijania na pewno nie było robotą ucznia. Chyba, że durnego lub ogromnie pewnego siebie. Dlatego poza aktem odwagi jakiegoś lokalnego mieszkańca tej wyspy, najbardziej prawdopodobna jest robota Akademii. Miejsce często uczęszczane przez uczniów, w którym nikogo poza nami nie ma. Teatralnie przygotowane ciało. Mógłbym postawić niemały pieniądz, że ktoś z kadry nauczycielskiej za tym stał.
Masashi poprawił swoje okulary, po czym zerknął okiem, na otaczających ciało uczniów. Część z nich bawiła się krwią, jakby nigdy jej nie widzieli. Sonia robiła z siebie owce. How predictable.. Japończyk szybko uznał, że lepiej na razie będzie się do niej nie przyznawać. Ciekawe jednak było spostrzeżenie podobnej wzrostowi mu blondynki, która zauważyła brak pierścionka. Czy Akademia faktycznie ukradłaby jej pierścionek?
- Gdybyśmy nie byli w szkole morderców, powiedziałbym, że mógłby to zrobić mąż kucharki. Chciał ją za wszelką cenę upokorzyć, w miejscu gdzie cieszyła się szacunkiem. Co wyjaśniałoby brak obrączki. Ale tutaj, równie dobrze może być to zwyczajna egzekucja.
Nie wpatrując się zbyt długo w swoją rozmówczynie, zrobił powolne dwa kroki do przodu, chcąc się rozejrzeć po sali. "Zabójca", a raczej pewnie któryś z ich nauczycieli mógł gdzieś się czaić w okolicy. Dlatego chciał się rozglądnąć na spokojnie po sali, w poszukiwaniu nagłego ruchu, jednocześnie nie narażając się, na potencjalny atak z zaskoczenia, robiąc to w miarę bezpiecznej odległości. Nie ma sensu narażać życia, z powodu jakiejś kucharki.
~Co mnie podkusiło, aby tak wcześnie wstawać na śniadanie? - skarcił się w duchu
Poprawił niewygodną koszulkę, którą mu karzą nosić na terenie szkoły, pod groźbą skrócenia o głowę. Co za bezsens. Włócząc nogi powoli zatrzymał się na chwilę przy oknie, deszcz padał i padał i padał i padał. Ponownie ziewnął nie przysłaniając ust. Stojąc przed oknem minęła go może jedna, może dwie, może cztery osoby. Nie był do końca pewien. Klepnął się w twarz w celu otrzeźwienia. Wygodne łóżko mu nie służy, usypia jego czujność. Obrócił się na pięcie i zaczął ponownie zmierzać w kierunku stołówki myśląc co dobrego dzisiaj zje. Będąc już nieopodal stołówki usłyszał, że ktoś krzyczy coś o jakimś trupie.
~Oho, w końcu jakieś awantury, aż miło będzie mięsko wcinać.
Stając w drzwiach ujrzał kilka osób stojących do niego plecami.
-Na chuj się drzecie już od rana?
Ujrzał wtedy nagie ciało kobiety zwisające spod sufitu. Na jego nad wyraz entuzjastyczne przywitanie uczniowie będący również świadkami wydarzenia przywitali go równie miłym spojrzeniem. Malzadar jakby wypił dziesięć kaw poczuł zastrzyk adrenaliny. Słysząc oburzenie blondynki i hipotezę Smarta uśmiechnął się zawadiacko i oparł się o ścianę krzyżując ręce na piersi i zginając nogę w kolanie przyłożył ją do ściany.
~Zobaczymy "profesjonalistów" w akcji
Kiedy wyszła ubrała się, standardowo w czarne, skórzane spodnie, buty na solidnym, stabilnym obcasie, oraz top kończący się gdzieś w okolicach żeber z azteckim orłem i napisem Viva México.
Kolejnym etapem dnia miało być, jak co dzień, śniadanie. Kiedy była już blisko swojego miejsca przeznaczenia czyli stołówki usłyszała jakieś kobiece wrzaski o trupie. Tak przed śniadaniem? Zupełnie bez kultury.
Podeszła bliżej, a nawet przekroczyła próg, a jej oczom ukazał się dyndający trup nagiej kobiety. Ktoś musiał się nieźle zabawić zadając tyle cięć. Ximene jęknęła.
-No kurwa, ale dzisiaj? Dzisiaj miał być budyń waniliowy, cały tydzień ją o to męczyłam. weszł i skierowała się bardziej pod ścianę, o którą się oparła patrząc wcześniej czy nie ma tam żadnych plam krwi ani innych śladów, których lepiej nie zacierać. Nie za bardzo też rozumiała co to za atrakcja babrać się we krwi i to takiej na ziemi. Krew jest fajna jak spływa na Twoje ręce, kiedy to Ty kogoś rozpruwasz, tak to nie ma w tym żadnej przyjemności.
-Coś mi mówi, dzieci, że dziś na śniadanie dostaniemy tylko suchy prowiant. Ewentualnie zupę mleczną. westchnęła. Szkoda było tej kobiety, już nigdy nie wywiąże się ze swojej budyniowej obietnicy.
Nikt pewnie nie przypuszczał, że Ryozo mógłby ćwiczyć jogę. Twierdził, że miało mu to pomóc w opanowaniu swojego temperamentu i agresji, która przejawiała się w jego słowach i czynach. Mimo tego, jedyne co udało mu się dzięki temu wytrenować to swoje własne ciało.
Oddychał głęboko przechodząc z jednej postawy w drugą.
Po ukończeniu swojej dziennej sesji jogi poszedł wziąć zimny prysznic, a po nim przebrał się w schludne, czarne ubrania. Nie było to nic innego jak koszula, spodnie przylegające do ciała, ale na tyle luźne, by nie krępowały jego ruchów oraz krótkie glany. Zarzucił jeszcze na ramiona skórzaną kurtkę, a włosy zaczesał w tył.
Nie sprawdzał godziny, gdy opuszczał swój pokój. Jeszcze nie była to pora, by ją kontrolować, nie czuł takowej potrzeby, zwłaszcza że dni u niego wyglądały mniej więcej tak samo. Idąc korytarzem nawet nie wahał się odpalić papierosa, wciąż lekko kulał, ale ból był na tyle znośny, by nawet potruchtać.
Burczenie w brzuchu przerwane zostało przez krzyk dobiegający ze stołówki. Nawet jakoś go to nie zdziwiło, bo ile razy człowiek słyszy w tym miejscu czyiś krzyk? Zmarszczył brew zaciągając się już w połowie wypalonym papierosem i przedzierając się pomiędzy uczniami dotarł w końcu do "miejsca zbrodni".
Hymknął cicho pod nosem. Część osób zdążyła już zacząć bawić się w "detektywów". Ktoś nawet zaczął drzeć się, by zawołać osoby odpowiedzialne za to miejsce. Raczej nie było sensu, ani nie było warto, bo tylko by pogorszyło to sytuację. Spomiędzy ust wyrwało mu się ciche westchnienie.
No przykry widok... Dobrze, że to nie są żadne lekcje religii, bo by trzeba było wzywać egzorcystę.
Wyciągnął papierosa spomiędzy ust przypatrując się ze znacznej odległości ranom na ciele martwej kobiety.
— Sugeruję nie roznosić więcej śladów. Może znajdą się tu jakieś odciski, które wskażą na sprawcę. Tym bardziej proponuje nie bawić się we krwi... — spojrzał znacząco na dwie osoby, które postanowiły ją "wybadać".
Jednak im bardziej czas płynął i im więcej budzików zrywało swoich właścicieli na nogi, tym na korytarzach zaczynało być tłoczniej. Zwłaszcza w okolicach stołówki, gdzie powoli zbliżał się czas śniadania. Tłok jak zwykle nie mógł równać się ze spokojem.
Wyraźnie kobiecy głos darł się o trupie na stołówce, co Jirō od razu skwitował niewybredną myślą o pierdolniętych weganach. Zarówno głód, jak i pewnie ciekawość, co do wszczętego alarmu pchało coraz więcej osób do pomieszczenia. W tym i oczywiście niezadowolonego od samego rana właściciela żołądka bez dna.
Ledwo powstrzymując ziewnięcie podszedł do zgromadzenia, święcie przekonany, że to jakaś mało zorganizowana kolejka po żarcie i chwilę mu zajęło zorientowanie się na co właściwie patrzy. Okaleczone zwłoki kucharki zwiastowały tylko jedno - śniadania na pewno nie będzie.
– Zabawne jak nagle mija cały entuzjazm, gdy nie można po prostu wezwać techników, a później pobawić się w zagadki – rzucił do Ryozo, znajdując się przy nim jak sęp, który tylko wyczuł padlinę – Pożycz mi drobne na kawę do automatu.
Zabrał komendantowi papierosa i wywalił do najbliższego śmietnika, uprzednio gasząc żar o rant pojemnika. Podejście do tej szkoły jakie było, takie było, ale chociaż z miejsc, gdzie dają żarcie nie można było robić meliny.
Wychylił się nieco zza zebranych najbliżej trupa osób, by zerknąć czy może coś ciekawego jeszcze w tej sprawie się znajdzie i wtedy zobaczył, coś czego nie spodziewał się bardziej niż zwłok na samym środku stołówki. W zebranej na podłodze krwi właśnie wypisywał esy i floresy człowiek-panda. Czy to był superbohater na jakiego zasługiwała ta szkoła?
– Podobno zbrodnię doskonałą tworzy nie sprawca, a osoby postronne, które nanoszą własne ślady i niszczą te pozostawione – stwierdził, jeszcze bardziej upewniając się, że ta szkoła to totalnie nie jego cyrk, bardziej zaintrygowany zerknięciem w kierunku lady za którą zwykle wydawane było żarcie.
Do zwłok nie zbliżał się w ogóle, mając jednak nadzieję, że ofiara może zdążyła coś im upichcić zanim zginęła.
W pierwszej chwili miała ochotę puścić pawia i jedyne co ją powstrzymało, to potencjalna utrata przytomności. Dlaczego "potencjalna"? O tym za chwilkę. Sama denatka, pociachana niczym świnka, trudno powiedzieć żeby Francuzka ją znała. Ot pogodniejsza pracownica w tym krwawym kurwidołku, za to zawsze dorzucała jej coś słodkiego do jedzonka, tak na osłodę parszywego losu i przymusu edukacyjnego. Czy sama miała swoje za uszami i tak wyglądała jej emerytura? Tym się nie interesowała, nie chciała dostać kociej mordy.
- Nic z tego, Mała, twoje prawdziwe lekcje zaczynają się teraz i będziesz na to wszystko patrzeć. Tak więc zapomnij pasy i delektuj się teatrzykiem, nie dam ci go przespać. - Wstrząśniecie ramionami i głową, coś jak po nagłej pobudce po sennym symulatorze spadania i rozbijania się o glebę, fizycznie taką miała reakcję na prawie płynną zamianę ról. Z braku nauczycieli, rolę przewodnika musiała pełnić jej ekscentryczna, druga połówka. Wpierw jednak musiała prześlizgnąć się przez gapiów, a tak się składało, że znajdowała się zaraz za Ximene. Na wzmiankę o budyniu zbliżyła się do niej bliżej niż przewidują normy przestrzeni osobistej, samej stając na paluszkach i wisząc nad jej lewym ramieniem.
- Jeśli nazbierasz wystarczająco dużo krwi, mogłabym zaimprowizować truskawkowy - budyń, ma się rozumieć. To zdanie wypowiedziała wyjątkowo beznamiętnym głosem, w połowie odwracając twarz w kierunku jej lica. Tak, to miało być dziwne, wręcz creepy. Może tylko jej ciepły oddech, i powiew mięty po paście do zębów, nieco nie pasował do tej konwencji. Zaraz też odstąpiła i skierowała się bardziej w kierunku miejsca skąd wydawano posiłki. Gapiów przy samym truchle i tak było zbyt wielu.
- Nie jest powiedziane, że sprawca był jeden - rzuciła uwagą w kierunku potencjalnie jednej z nielicznych Europejek (Collette), skoro ta jako jedna z niewielu istot, dorzucała do sprawy coś więcej niż mało odkrywcze uwagi o niskim walorze edukacyjnym.
- I teraz, moje dziecko, pora na drugą ciekawostkę. Nie jest powiedziane, że to jedyny trup w tym miejscu.
Nie bez powodu interesowała się strefą z ladą, gdzie wydawano żarcie. Profilaktycznie wpierw chciała ponasłuchiwać, czy po drugiej stronie nikogo nie ma i jeśli cisza byłaby odpowiedzią, spróbować się tam prześlizgnąć.
Raz, może tam krył się drugi trup?
Dwa, bez jakiejkolwiek broni czuła się naga, a gdzie przygotowywało się posiłki, tam i skrywano noże i inne ciekawe zabawki.
Trzy, budyń. Dzisiaj miał być budyń, może jednak zamordowana zdołała go przygotować?
Cztery, mała szansa by ktokolwiek tam się skrywał, świadek lub, to niemożliwe ale kto wie, morderca? Warto odhaczyć i to zagadnienie.
Po załatwieniu podstawowych porannych czynności wypadałoby też zjeść śniadanie, co nie? Był tylko jeden malutki problem. Gdy dotarłem do akademickiej stołówki, zauważyłem tłumy ludzi, którzy wpadli na to samo. Powinienem do tego przywyknąć, ale serio, przysięgam, każdego dnia kolejki są coraz dłuższe. Nie, nie mam zamiaru wstawać wcześniej.
Plan B. Jest jeszcze druga stołówka, ta w akademii. Ona musi być pusta, a przynajmniej bardziej pusta niż ta pierwsza. Komu by się chciało wstawać i chodzić nie wiadomo gdzie, tylko po to, by zjeść. Na pewno nie mi. Odkąd tylko tu ehm, „przybyłem”, jadłem jedynie na tej akademickiej, starając się znosić jakoś te kolejki. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj miałem ochotę na jajecznicę z boczkiem, i to jak najszybciej.
…
Myliłem się. Już z oddali zauważyłem tłum ludzi stojących przy wejściu. Jeśli tyle osób jest przed stołówką, jak dużo musi być w samym środku? Czy to oznaczało, że będę chodził głodny aż do obiadu? A nie, przecież po południu jest zawsze ta sama sytuacja, jeśli nie gorsza. Uhh. Pozostaje w takim razie jedzenie gdzieś na wyspie? Ale. To. Jest. Tak. Daleko. Czemu. Mi. To. Robicie. Błagam. Dajcie. Mi. Jajecznicę. Z. Boczkiem.
Moje bardzo ważne rozmyślanie przerwały różne głośne dźwięki, które wydobyły się akurat ze stołówki. Co, jakieś robaki w jedzeniu się trafiły? Lekko mnie to zaciekawiło. Ruszyłem do przodu i przepchnąłem się przez garstkę osób stojących przy wejściu. O MÓJ BOŻE CO TU SIĘ DZIEJE. Puste stoliki, brak kolejek i… oh. Oh, to wiele wyjaśnia.
Czy to źle, że bardziej zadziwiła mnie pusta stołówka niż fakt, że znajduje się w niej ciało? Okej, racja, przyznaję, że od jakiegoś czasu przygotowywałem się na to, że prędzej czy później takie widoki będą codziennością, ale wciąż. Bardzo szybko przystosowałem się do tego nowego życia. Może to dlatego, że to nie pierwsze martwe ciało, które widziałem? Ugh, męczące to trochę. Im szybciej przestanę o tym myśleć tym lepiej. Jak więc najszybciej wyrzucić te myśli z głowy? Hmm… Jeśli nie masz na co zwalić winy, obwiniaj gry. Gry, strzelanki, przemoc, blablabla, znana śpiewka. Gry złe, zalajkujcie posta i po problemie. Pozostaje udawać, że problemu nie ma, aż w końcu sobie magicznie zniknie.
To ten, co teraz? Stałem jedynie z boku, przejeżdżając wzrokiem z osoby na osobę. Nie miałem zamiaru dołączać do tej gromadki osób, które zaczęły tykać i macać co popadnie. Panda… Panda niech się bawi i robi Pandowe rzeczy, ale ja odpadam. Właśnie, Panda. Nie mam żelek… Chociaż nawet gdybym miał, to sam bym je zjadł. Może Panda ma i się podzieli? Ekhem. Pytanie pozostaje. Co teraz? Właściwie to nic. Zginęła to zginęła, przecież to nie moja sprawa. Jeśli zrobił to jakiś uczeń, to przecież „góra” go dopadnie. Jeśli nie… pewnie to tak samo. Aż dziwne, że nikogo z dyrekcji tu jeszcze nie było, ale – tak jak mówiłem – to nie mój problem. A nawet jakby był, to i tak byłbym bezużyteczny. Czy pójście sobie zły pomysł? Nie zaczną nagle mnie podejrzewać, że uciekam z miejsca zbrodni, czy coś… prawda? Może jeśli poczekam wystarczająco długo, to przyjdzie ktoś od dyrka, załatwi sprawę i może nawet wznowią wydawanie jedzenia… Zjadłbym jajecznicę z boczkiem.
Wtedy też dołączył do niej znany jej już Koreańczyk i po pewnym czasie to właśnie z nim skierowała się do głównego budynku uczelni.
Zadowolona otworzyła drzwi, które dzieliły ich od stołówki, od razu zauważając zebrany tłum.
— Nie wiedziałam, że dzisiaj jakiś apel jest... — mruknęła, zerkając na Ilseonga. — Chodź, zobaczymy, co tam się dzieje. Może ktoś się bije?
Złapała rozmówcę za nadgarstek i razem z nim zaczęła przebijać się przez uczniów. Gdzieś pośród ludzi mignęła jej Ximene, do której pomachała dosłownie na kilka sekund przed tym, jak zobaczyła powód zbiorowiska. Wenezuelka zbladła, od razu czując, jak nogi jej miękną, wskutek czego złapała się mocniej ręki Koreańczyka. Gdy już się trochę uspokoiła, przełknęła ślinę, a następnie przeżegnała się i odmówiła w myślach bardzo krótką modlitwę o zbawienie dla zamordowanej; bez względu na to, jakiego wyznania była.
Ta niedługa forma wyciszenia nieco uspokoiła Ramírez, pozwalając jej się trochę bardziej skupić i podejść do wydarzenia racjonalniej. Rozejrzała się, szukając jakiegokolwiek członka grona pedagogicznego.
— Powinniśmy pójść po nauczycieli — stwierdziła cicho, uświadamiając sobie, że ktoś powinien wyprosić gapiów i zając się tą sprawą profesjonalnie, zanim krawędziowe nastolatki zaczną robić sobie zdjęcia we krwi, z nagą zamordowaną w tle. Szczególnie ciśnienie podniosła jej Sonia i chłopiec w ubraniu pandy, którzy postanowili wsadzić ręce w kałuże pod ciałem. Już chciała ich odgonić, gdy usłyszała słowa nieznajomego mężczyzny, który szczęśliwie wydawał się pomyśleć w ten sam sposób.
— Chodźmy — pogoniła nieco Kima i wspólnie wyruszyli na poszukiwania któregoś z przedstawicieli placówki, gdy Latynoska zauważyła, że większość zbiorowiska w ogóle nie wydawała się być zainteresowana zaprezentowaniem odpowiedzialnej, obywatelskiej postawy.
Dowiedziawszy się, że mimo siedzenia na ławce zmierzała do tego samego miejsca co on, bez słowa usiadł obok niej i oparł się plecami o ścianę. Nie przerywając ciszy po prostu czekał, aż ta poczuje się lepiej i będzie mogła wznowić wędrówkę.
Wchodząc do stołówki akurat podnosił rękę, coby poprawić mankiet koszuli, gdy niespodziewanie został złapany za nadgarstek i poprawianie rękawa szlag trafił. Z nieco zbolałą miną dał się poprowadzić w głąb pomieszczenia, swój wzrok zatrzymując na zebranej w jednym miejscu grupie; dopiero wtedy zrozumiał, do czego odnosiła się Ramirez, wspominając o apelu. Kiedy jednak podniósł spojrzenie, a spojrzenie to natknęło się na zwisającą z sufitu kobietę, stanął w miejscu. Nie poczuł, żeby ktokolwiek złapał go za rękę, tak samo jak z początku nie doszły go słowa o zwołaniu nauczycieli. Jedyne co robił, to nie spuszczał wzroku ze zwłok; podświadomie czuł, że był to widok, który powinien wzbudzić w nim zaniepokojenie — i chociaż coś od spodu pukało, może i nawet kopało, próbując przedrzeć się przez tę warstwę nieadekwatnego wręcz spokoju, koniec końców okazało się za słabe.
— Tak myślę — mruknął tylko w odpowiedzi, dopiero po tym przenosząc wzrok na pozostałych. Wyłapując w końcu jakąś znaną mu twarz, w dodatku twarz, na której zachowanie zareagował zmarszczeniem brwi, rzucił krótkim “poczekaj” i oddalił się od kobiety. Swoje kroki skierował w stronę Leama. — Zostaw — odparł, kucając zaraz obok niego. Z kieszeni wyjął chusteczkę, którą — po niezbyt delikatnym złapaniu go za nadgarstek — zaczął wycierać mu dłoń. — Babraj się w krwi osób, co do stanu zdrowia których masz pewność — powiedział pod nosem; chłopak i mógł mieć to ponad dwadzieścia lat, ale swoim zachowaniem oddawał swój wygląd.
Korzystając z okazji, że znalazł się bliżej martwej, ponownie podniósł na nią spojrzenie. Zgniatając w ręku brudną od krwi chusteczkę, wyprostował się. Sytuacja ta kojarzyła mu się z pierwszym apelem — teatralnym przedstawieniem, który miał wzbudzić w nich strach i niepokój. Nie wykluczał więc, że w takim wypadku zawołanie nauczycieli mogło niczego nie wskórać, ba, mogli nawet zostawić ich z tym samych (“Chcecie być mordercami, a w styczności ze śmiercią biegniecie po kogoś innego?”, mógł już usłyszeć w głowie i gdyby tylko miał do tego tendencję, uśmiechnąłby się na tę myśl — bo tak, była to szkoła dla morderców, a nie detektywów czy osób odpowiedzialnych za posprzątanie czyjegoś bałaganu) — ale zamiast w pierwszej kolejności bawić się w policję i kryminalistów, powiadomienie o sytuacji odpowiedzialnych za placówkę wydawało się prawidłowym odruchem. Przyjechał tu się uczyć, a nie brać udział w wycieczce po domu strachu.
Obrzucił ciało ostatnim spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie i prześlizgnął pomiędzy ludźmi z powrotem w stronę Ramirez. Poszedł za nią, po drodze wyrzucając do kosza chusteczkę.
Ruszyła prosto na stołówkę i gdy była już przed drzwiami zobaczyła Ramirez, która była strasznie blada, a za nią szedł ten Koreańczyk co go widziała na apelu, ale za cholerę nie pamiętała jego imienia. Postanowiła wejść do środka i zobaczyć co spowodowało że Cesarea była tak blada. Pierwsze co zobaczyła to już całkiem niezły tłum osób. Chwilę jej zajęło się przez nich przedostać, jednak w trakcie tego zobaczyła Ximene, od razu podeszła do niej i spojrzała w stronę w którą patrzała jej przyjaciółka i wtedy dopiero dostrzegła ciało nagiej kobiety zwisającej z sufitu, w dodatku była to kucharka. Lubiła tą kobietę, zawsze można było się z nią dogadać, poza tym była bardzo miła. - CO DO KURWY?! Zobaczyła też wtedy Leama który najwyraźniej jeszcze przed chwilą babrał się w krwi, a jak go znała robiłby to nadal ale chyba ktoś mu przeszkodził. Zobaczyła też jeszcze jakąś dziewczynę przy kałuży ale jej kompletnie nie znała. Nie zamierzała się zresztą w to mieszać. Był zakaz zabijania w szkole, nie chciała zostać podejrzaną więc trzymała się na uboczu, wraz z Ximene.
- Ja pierdolę, co za bałagan. Jak się dowiem kto to, to do żarcia albo drinka wrzucę mu najgorszą truciznę jaką znam. Będzie skurwiel konał w bólach błagając o litość. Przyszłam tutaj w dodatku tak wcześnie żeby coś zjeść a jakiś pajac chciał się popisać i zajebał kucharkę... Wkurwiłam się. - Założyła ręce na siebie i oparła się barkiem o bark przyjaciółki czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Tymczasem na stołówce oprócz zapachu krwi i śmierci można było wyczuć zapach spalonego tytoniu, był on na tyle wyczuwalny że każdy kto wszedłby teraz do pomieszczenia, mógł to wyraźnie wyczuć.
A właśnie na stołówkę zmierzała druga kucharka która nie była już tak miła jak ta która zwisała z sufitu. Miała ze sobą wózek na którym było wożone jedzenie, nic jednak nie można było zobaczyć, gdyż wszystko było przykryte białą plandeką. Gdy tylko weszła powiedziała głośno - Kurwa mać! Kto znowu łamie zasady dotyczące palenia w szkole? Od tego macie palarnie żeby tam jarać te wasze szlugi a nie zasmradzać mi stołówkę. Który to kurwa taki mądry?! I co tu takie zbiorowisko? Nie możecie usiąść jak ludzie tylko stoicie na środku jak kretyni? - Przepychając się przez zastępy uczniów w końcu dotarła do źródła całego zamieszania. W pierwszej chwili gdy ujrzała scenę, z jej twarzy całkowicie krew odpłynęła, była blada jak ten trup który wisiał. Puściła wózek którego dotychczas twardo się trzymała i zaczęła wrzeszczeć. - POMOCY, KTOŚ ZABIŁ HISAYO! NAUCZYCIEL, DYREKTOR, KTOKOLWIEK! - Próbowała się uspokoić ale ledwo mogła złapać oddech. Półgłosem powiedziała do wszystkich zgromadzonych. - Jak się dowiem który to z was kurwiów ją zajebał to was ugotuje w kotle, w akademii panuje zakaz zabijania. - Upadła na kolana, jej oddech był ciężki i nie miarowy. Ten widok tak ja zszokował że na chwilę obecną wyglądało na to jakby zamknęła się w sobie. Jakiekolwiek próby kontaktu z nią kończą się ciszą z jej strony.
Następny post MG będzie połączony z postem od nauczyciela.
- Krew jest jeszcze ciepła, nie zastygła za mocno więc do zabójstwa doszło nie tak dawno temu. Cięcia też są świeże, krew nadal z nich się sączy. Na moje zginęła maksymalnie godzinę temu, nawet nie. Do powieszenia mogło dojść pośmiertnie, bo jakoś nikt nie słyszał krzyków ani nic...jeśli ktoś ją odetnie będzie można stwierdzić co i jak. Do tego te cięcia...to hm...nie jest zemsta...bardziej ostrzeżenie dla kogoś? Gdyby to była zemsta pewnie by po prostu ktoś zabił i zostawił ciało, nie fatygowałby się do takiego czegoś...
Mówiła głośno, a jej trybiki zaczęły w końcu pracować. Stała, czy raczej siedziała w odpowiedniej odległości (na stole) niedaleko trupa a widząc co się odwala nie wytrzymała.
- Ja pierdole jakie cepy...wszystko zamażą...
Fuknęła pod nosem widząc co się dzieje. Zaraz potem poczuła zapach tytoniu i nieco się skrzywiła. Jednak to co zobaczyła chwilę potem po prostu zmiażdżyło jej serducho. W pierwszej chwili nie zareagowała na wrzask kobiety bo co jak co, ale sama wydarła się wołając po kogoś, kto mógłby się pojawić tutaj i zareagować jakoś na tego trupa.
- Spokojnie, nie wiadomo kto to zrobił. Znalazłam ją chwilę temu...
Wyjaśniła ale domyśliła się, że kobieta raczej nie dosłyszała jej, albo była w takim szoku, że w ogóle nie zwróciła na nią uwagi bowiem zaraz potem runęła na kolana przed zwisającym ciałem. Sonia była jaka była, ale nie miała zamiaru od tak zostawić klęczącej kobiety. Lekko położyła jej dłoń na ramieniu.
- Dowiem się, kto to zrobił. Obiecuję, że winny zginie.
Bum...pierwszy raz była gotowa poddać się temu, po co tutaj trafiła. Była gotowa zabić. W końcu ta kucharka była jej ulubienicą w przeciwieństwie do tej, która teraz wyglądała jak siedem nieszczęść. Sonie nie obchodziło to, czy ją słyszała czy nie, nie obchodziło ją to, jak inni na nią spoglądali. Miała ich w nosie.
Elegancko ubrany mężczyzna poprawił okulary, po czym spokojnym merytorycznym głosem obrócił się do zebranych mówiąc:
- Jeśli nie chcecie, by ktokolwiek z kadry, który za niedługo się tu zjawi, wydał podobny, choć bardziej brutalny wyrok, jak ta kucharka, wykorzystując do tego jeszcze zasadę odpowiedzialności zbiorowej, musimy znaleźć jakikolwiek dowód świadczący o naszej niewinności... Lub samego sprawcę, który może czaić się gdzieś w okolicy. Nawet w tym pomieszczeniu. Potem może być już za późno.
Akademia będzie chciała winnego. Dla zachowania porządku w jej murach. A karą za śmierć będzie na pewno śmierć. Jeśli nie znajdą winowajce, dla spokoju, wybiorą najbardziej podejrzaną osobę. Lub ukarzą wszystkich, uznając zabawę w detektywów za stratę ich czasu. Mało prawdopodobne, jednak na pewno skuteczne. Żaden z uczniów nie odważy się po tym popełnić takiej zbrodni. Szczególnie, że życie pierwszorocznego, może nie mieć dla nich zbyt dużej wartości. Wskazał lekkim skinieniem głowy na wyraźnie bladą kucharkę:
- Trzeba przypilnować, by ta kobieta z nerwów nam nie zasłabła. Im dłużej patrzy nam wszystkim na ręce, tym większa szansa... nie muszę chyba mówić na co.
Kończąc swój monolog, lekkim półszeptem, słyszalnym tylko dla wszystkich zebranych wokół ciała dodał:
- Idę sprawdzić najbardziej oczywiste miejsce dyskretnego wejścia i ucieczki z tego miejsca, czyli okna. Nie obrażę się, jeśli ktoś zdecyduje się utrzymać mi towarzystwa.
Tymi słowami obrócił się i pewnym, choć ostrożnym krokiem, szedł w kierunku bocznej ściany pomieszczenia, by następnie wzdłuż niej móc kierować się do znajdujących na przeciwko wejścia okien. Liczył, że będąc przy ścianie, będzie mu łatwiej dostrzec potencjalny atak z zaskoczenia ukrywającego się zabójcy, obniżając potencjalny front ataku o jeden. Jeśli jednak coś go zaatakuje, byłby w stanie przyjąć cios potencjalnego mordercy. Tak długo, jak nie będzie on śmiertelny. W końcu, skoro zostałby ranny, istniałaby nikła szansa, by Akademia mogła oskarżyć o udział w tym zajściu. Nie miał jednak zamiaru dać się zranić, bez jakiejkolwiek próby obrony.
Z tego co odkryli niektórzy to morderstwo miało miejsce naprawdę niedawno. Co więcej ktoś nie starał się ukryć zwłok, wręcz przeciwnie wyglądało na to, że się tym chwalił. Dodatkowo musiał być całkiem zuchwały, skoro aż tyle nacięć zostało wykonanych i to w krótkim czasie. Ciekawie, coraz ciekawiej. Morderca musi być interesującą osobą.
Misako pojawiła się obok niej i Ximene westchnęła.
-Ktoś się wykazał wyjątkowo kiepskim poczuciem humoru, pozbawiając nas śniadania i to w dzień budyniu. przypatrywała się temu jak inni niechybnie zadeptują ślady. Cóż poradzić.
Potem weszła druga kucharka, która też zaczęła krzyczeć w niebogłosy, a potem popadła w swojego rodzaju stupor. Pewnie ciężko się jej dziwić, ona nie była szkolona na zabójcę, a właśnie musiała się mierzyć ze śmiercią znajomej, być morze przyjaciółki.
-Dobrze, by chyba pójść zobaczyć te okna, to najbardziej oczywista droga ucieczki. Chodź ze mną. zachęciła Misako, po czym ruszyła za Masashim i zrównała się z nim.
-Tylko ostrożnie, żeby nie zadeptać żadnych plam krwi, ani odcisków stóp. Patrzymy pod nogi. rzuciła do Masashiego, po czym powoli zaczęła kierować się w kierunku okien, patrząć co krok pod nogi by nie zadeptać nic ważnego, nawet najmniejszego ewentualnego śladu krwi, ani śladu buta.
-Bierzcie i jedzcie-spojrzała na denatkę-...anyway możemy się tu pokręcić, jak zamoczycie w czymś papierek i ten zmieni się na czerwony, możemy podejrzewać narkotyki lub coś na sen...jak tabletka gwałtu czy inne bajery. Nie chcę maczać tego w krwi tej Pani by nie utrudniać śledztwa, ale jak chcecie się pokręcić to śmiało, kładę to na podłogę.
Collette ukucnęła i położyła papierki. Podeszła do kucharki która miała wyraźny stan przedzawałowy. Zapytała ją czy może zajrzeć na kuchnię, a gdy ta kiwnęła głową- potuptała by za parę sekund się chować za drzwiami. Widziała ślady szamotaniny, dużo powywracanych rzeczy. Na palniku stał wielki garnek, z drżącą ręką Collette podniosła pokrywę, a tam ujrzała 20 litrów budyniu waniliowego. Jeszcze cieplutki, ze skrzepniętą skorupką na górze.
Dziewczyna wróciła do grupy, spojrzała znów na typa który jako jedyny nic nie robi:
-Ej! Dlaczego jako jedyny nie zainteresowałeś się zupełnie tą sytuacją? Wiesz, że zawsze możesz wyjść? Zaraz może przyjechać policja, a rozbawiony wieśniak z boku stołówki nie będzie miał dobrego alibi.-fuknęła zirytowana, po czym popatrzyła na resztę-...w kuchni są wyraźne ślady szamotaniny...ale mogę was uspokoić- popatrzyła ma opalone dziewczę- w kuchni jest gotowe na oko 20 litrów budyniu waniliowego.
Kolejna nieprzespana noc zdecydowanie podburzyła samopoczucie, a widok zmarnowanego ciała odbitego w lustrze dobił go jeszcze bardziej. Przekrwione oczy zerkały co chwila na zegar, który wyraźnie pokazywał, że z każdą kolejną straconą minutą na szykowanie się ma coraz bardziej przejebane. Jeśli zaraz nie ruszy swojego szanownego tyłka z pokoju, to resztę dnia najprawdopodobniej spędzi z żołądkiem domagającym się konkretnej dawki pokarmu. A głodny brzuszek to smutny brzuszek. Zaś smutny brzuszek to niezadowolony Seth. Cel był więc jasny i prosty: zdążyć na stołówkę zanim wyjedzą całe jedzonko. Właściwie było mu wszystko jedno co wpakuje do pyska — najważniejsze, by było w miarę smaczne i zatrzymało głośne burczenie jego żołądka.
Kierując się w stronę stołówki, starał się powstrzymywać natarczywe ziewanie. Czy kubek kawy postawi mnie na nogi? — zastanawiał się przez chwilę, myśląc o słodzonej używce i doszedł do wniosku, że najpewniej nawet dwa dzbanki nie dałyby rady go rozbudzić. Zrezygnowany szurał butami po lakierowanej podłodze i co jakiś czas rozglądał się wokół siebie. To zaskakujące, jak wielu obecnych tu ludzi wyglądało tak niewinnie, jakby w życiu nie mieli do czynienia z zabijaniem. A przecież z tego powodu się tu znaleźli — by poznać najlepsze sposoby na wyeliminowanie targetu, by nauczyć się posługiwać bronią. Seth dałby sobie uciąć palca, że za kilka miesięcy nie zobaczy już połowy tych wszystkich twarzy.
Rozmyślania przerwały mu krzyki i głośne rozmowy, wydobywane ze stołówki. Świetnie, pomyślał, wyobrażając sobie puste tace na jedzenie, a jego żołądek ponownie głośno zapłakał z bólu.
— O co tyle szumu? — Zapytał zainteresowany, obserwując w drzwiach zgromadzonych uczniów akademii. — A, nieważne — burknął, kiedy po przeciśnięciu się przez tłum zobaczył zwisające ciało kobiety. Pierwsze co przyszło mu na myśl to fakt, że była to wyjątkowo nieschludna zbrodnia, podpowiadająca możliwą zemstę na wyeliminowanej pracownicy.
Seth uśmiechnął się nieznacznie. To jednak nie będzie taki tragiczny dzień.
Mrużąc lekko oczy zmierzył mężczyznę z góry na dół zastanawiając się przez moment ile mu faktycznie dać pieniędzy. Zaczął wyliczać w głowie wszystkie swoje oszczędności, nawet te pochowane w skarpetkach. Posiadanie skarbonki i to postawionej na wierzchu mogło skutkować w jej szybkim zniknięciu. Jeszcze by musiał zacząć czytać książki o sztuczkach magicznych, żeby móc odnaleźć swoją zgubę. Litr wódki, dwa kieliszki, rozetniemy komuś kiszki?
— Równie szybko co apetyt — odpowiedział przyjacielowi kiwając przy tym głową. Jeszcze przez chwilę jedną ręką grzebał w kieszeni kurtki, by wyciągnąć portfel, jakby zagubił się między cienkim materiałem, a jego ręką. Skandal! Czyżby właśnie odkrył w jaki sposób Hermione'a chowała rzeczy w torbie?
— Możesz kupić i mi. To będzie ciekawy dzień — stwierdził wyciągając z portfela kilka banknotów i podając je Hasegawie. Nawet przez moment myślał, że ten chce mu tylko przytrzymać papierosa, by było mu łatwiej wyciągać pieniądze. Odprowadził go jednak do kosza i z powrotem bez jakiegoś konkretnego wyrazu twarzy. Po prostu się mu przyglądał.
— Mocną, bez mleka — dodał.
Wywrócił oczami słysząc krzyki kucharki, która chyba wstała lewą nogą. Jak większość ludzi. Jednak zdawała się mieć najwięcej rozumu w tym wszystkim, gdy część "dzieci" malowała krwią esy floresy niszcząc miejsce zbrodni.
— Do określenia czasu zajścia zbrodni nie potrzebujecie sprawdzać temperatury krwi. Wystarczy spojrzeć - nadal kapie, co oznacza, że została zabita niedawno — po prostu przyznajcie, że chcecie się bawić w krwawe rytuały...
Obrzucił szybko spojrzeniem niebieskich oczu kucharkę, która wszystkim groziła i pokręcił głową podchodząc ostrożnie do ciała wiszącej kobiety. Pochylił się w jej stronę przyglądając się zadanym jej ranom i przede wszystkim w poszukiwaniu jakichś konkretnych poszlak. Zaczął od oceniania koloru jej skóry, tego czy znajdują się na twarzy jakieś oznaki zatrucia, następnie przeskoczył wzrokiem na pocięte ciało przekręcając głowę, by zerknąć na dłonie denatki.
— Może się broniła. Jeśli to prawda, to ktoś musiałby mieć po tym jakieś ślady. Równie dobrze mogła zostać zaskoczona... — westchnął ciężko zerkając za młodszymi, którzy rozeszli się po stołówce, po czym zatrzymał wzrok na Hasegawie.
— Techników brak, ale zbrodnia nadal jest. Lepiej znaleźć winnego, niż oberwać odpowiedzialnością zbiorową — poparł słowa okularnika — Chociaż nie jestem pewien, czy po tym całym macaniu krwi i łażeniu dookoła cokolwiek znajdziemy.
Nie był przejęty tym, że druga kucharka rzucała się jak łosoś norweski w potoku. Było to zrozumiałe, ale miał jedynie nadzieję, że ta od razu nie przejdzie do rękoczynów.
-W takim razie tak samo się do mnie przypierdolą[policja], tak jak i ty
Odepchnął się nogą od ściany, po czym podszedł parę kroków do dziewczyny. Wkurzało go to, że wszyscy krzyczą dookoła. Szkoła zabójców. Zajebiście jak zaczynają panikować gdy zauważyli zbrodnię.
~Już widzę jak policja przyjeżdża ( o ile rada uczelni ją wpuści) i również zaczyna krzyczeć "Aaa trup! Aaa! Ooo kałuża krwi ,a wsadzę sobie palec w to, może złapię sobie hiv. Przy okazji do tego Malarię i Syfilis. Jakbym grał w Afrykańskie Monopoly to dokupił bym jeszcze lepiankę, kurę i wygrana w kieszeni. Jeden mądry chociaż się odezwał w tej kwestii.
-Jeśli wasz pani pozwoli- ukłonił się drwiąco, na nowo już uśmiechnięty- Przyszedłem sobie w to, oto urocze miejsce, aby zjeść sobie hmm. zajebistą jajecznicę z bekonem, a że zastałem jedynie Czerninę, tak po prostu cierpliwie czekam, aż ktoś posprząta i pozwoli mi coś zjeść porządnego. A stoję na uboczu, aby nie przeszkadzać profesjonalistą w pracy
Po ujrzeniu miny swojej rozmówczyni, założył ręce za tył głowy, rozglądając się czy, ktoś jeszcze zainterweniuje w ich rozmowę. Tak na prawdę, nie przejmował się powagą tej sytuacji. Zamierzał jedynie "rozbudzić" jeszcze bardziej towarzystwo. Skoro dzień się już tak całkiem zabawnie zaczął, to dlaczego go jeszcze trochę nie podrasować? Nie wiedział tak na prawdę jak długo jeszcze będzie musiał żyć według rutyny tu panującej i wszechobecnych zasad, jak to, że trzeba chodzić z zakrytym torsem. Ughh. Chociaż chcąc, nie chcąc, niektórzy wiedzą jak powinni się zachować w takiej sytuacji. Pozwoliło mu to "posegregować" sobie współuczniów. Poczuł jak skręca go w brzuchu z głodu. Na prawdę, jak nic się nie podzieje się ciekawego, albo nie dadzą mu zjeść to pójdzie na kebaba. Problem w tym, że o tej godzinie wszystko jeszcze zamknięte. Psia krew. Korzystając z okazji, że znajdował się bliżej ciała, pozwolił sobie również uporządkować wszystkie znajdźki powiedziane na głos w tłumie:
Świeża, kapiąca krew - zabójstwo nie dawno
Brak ubioru - upokorzenie -> powieszenie =
Brak obrączki - jedyny wartościowy przedmiot -> Dla złodzieja czy dla właściciela? - Upokorzenie?
Rany zadane nożem - wszystkie kiedy krew jeszcze płynęła = zabójstwo
Szamotanina w kuchni - brak śladów krwii na drodze w trakcie przemieszczania (krew nawet zadeptana to ciągle kre, a nie miałby czasu sprzątać i pozbyć się dowodu, raczej) = rany zadane na (najprawdopodobniej) ogłuszonej osobie, która została w tym samym czasie powieszona, gdyby była dźgana nim została powieszona, ślady krwi by były inne, kałuża świadczy o tym, że krew ściekała na dół
Okno - sensowna droga ucieczki -> warto go słuchać
Napastnik miał mało czasu na to, aby kogoś powiesić, jeśli kucharka została ogłuszona ,więc musiał stracić dużo czasu aby zawiązać pętelkę i powiesić kogoś, a każda sekunda jest ważna, bo nie wiadomo kiedy ktoś się obudzi. Definitywnie kooperacja, ktoś musiał być wysoki i silny, aby dać radę podnieść kogoś na należytą wysokość, a nie bawił by się w krzesła aby samemu nie upaść. A więc wysoki i silny przygotowywał salę, zaś druga osoba (prawdopodobnie) zwinniejsza, zaszła kucharkę od tyłu ogłuszając ją. Gdy większy transportował delikwentkę na egzekucję druga osoba była czujką. Możliwe osoby z wewnątrz, które znalazły dotychczas niewiadomą drogę ucieczki.
Malzadar rozejrzał się dookoła na pozostałych uczniów.
Powodzenia, w śledztwie. Idę sobie zrobić kanapkę i przekąsić budyń. - klasnął i zatarł dłonie radośnie
— Tam ktoś jest — zauważyła, wskazując dłonią na przechodzącego się po korytarzu mężczyznę. Dorosłego, co dobrze zwiastowało, chociaż Wenezuelka była świadoma, że Akademia przyjmowała ludzi prawie dwa razy starszych niż oni.
Poczuła, jak jej serce przyspieszyło, a uspokojone krótką modlitwą nerwy znów zaczęły ją zalewać. Gdy stanęli twarzą w twarz z Azjatą, prawie każde następnie wypowiedziane słowo podkreśliła agresywną gestykulacją oraz udekorowała jąkaniem, które normalnie nie było dla niej problemem.
— Pan... pan tu uczy, prawda? — zaczęła nieśmiało, natychmiast kontynuując, gdy otrzymała pozytywną odpowiedź. — Tam... na kuchni! W kuchni! Stołówce, znaczy się! Kucharka! Ktoś... kucharkę. Nie żyje. Kucharka... nie żyje. Ktoś zabił! Ją zabił, w sensie! I... i... i jest... jest naga!
Panika wzięła górę nad Latynoską. Nikt nie mówił, że Ramírez była nadzwyczaj silna psychicznie i w takich momentach rzeczywiście wychodziło to na jaw. Każda śmierć znajomej osoby była dla niej ciosem, każda przypominała o bracie i matce. Tutaj jeszcze dochodziły kwestie etyczne, oraz prawdopodobnie motyw cierpienia. W międzyczasie spojrzała na Ilseonga, któremu zazdrościła opanowania. Czy on w ogóle odczuwał emocje?
Kiedy na stołówkę wrócili we trójkę, popatrzyła po wszystkich zebranych i przysunęła się bardziej do Koreańczyka, gdy wykładowca od nich odszedł. W jej głowie stał się on symbolem spokoju i bezpieczeństwa, nie pierwszy raz też pomagał jej samej.
— Jak myślisz, co się stało? — spytała, wachlując się dłonią po twarzy. Stres i wciąż pusty żołądek nie pomagały na kaca, przez co jeszcze bardziej zbierało jej się na wymioty. Kucnęła przy ścianie, nie wiedząc, czy powinni wyjść, czy też czekać na wypadek jakiegoś przesłuchania lub dla bezpieczeństwa ich samych: w końcu kucharka nie musiała być ostatnią ofiarą.
|
|