Był to spokojny wieczór, dzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Może nie na tyle spokojny, ponieważ właśnie rozpadała się na dworze ulewa, jednak dla Masashiego nie stanowiło to znaczenia. Drobny deszcz, w towarzystwie ciepłej herbaty, zawsze pozwalał mu się lepiej skupić na książce. Po wczorajszej rozmowie o lobotomii na dziedzińcu, postanowił zagłębić się bardziej w temat metod leczenia chorób psychicznych wykorzystywanych w XX wieku. Ku jego nikłemu zdziwieniu, w bibliotece znalazł masę książek na ten temat. Japończyk dawno doszedł do wniosku, że im bardziej sadystyczny temat, tym większa szansa, że w bibliotece szkolnej znajdzie lekturę na ten temat. Tym samym wypożyczył książkę słynnego austryjackiego psychologa Zygmunt Freuda "Psychopatologia życia codziennego" podziwiając jak kiedyś prymitywna była tamtejsza psychologia. Ale za to jak skuteczna.
Czytał tę książkę w spokoju, na swoim krześle popijając herbatę, czekając na powrót jego współlokatora, z drobną lampką nocną włączoną dla klimatu. Gdziekolwiek się teraz podziewał na pewno zaraz wróci. W końcu, co mógł robić na tej wyspie w ulewe?
Idąc korytarzem w kierunku dormitoriów Malzadar odliczał pokoje.
~To ten - pomyślał
Stanął naprzeciwko drzwi, ale coś nie dało mu spokoju. Wyczuwał czyjąś obecność w środku. Wzruszył ramionami, najwyżej wyrzuci z pokoju nieproszonego gościa. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. Pokój był spowity mrokiem, można było dostrzec jedynie delikatne światło ujawniające twarz młodego Japończyka, który najwyraźniej zaciekawiony wizytą uniósł wzrok znad książki w kierunku otwierających się drzwi. Siwowłosy przechylił głowę i przeżuł kolczyk w języku. Oparł się łokciem o framugę drzwi i sarkastycznie się uśmiechnął.
- Puk, Puk. Nie spodziewałem się że ktoś będzie lekturę sobie ucinać w moim pokoju.
Japończyk, niewzruszony najwyraźniej przewidzianą wizytą przeniósł wzrok z Malzadara w kierunku przeciwnego rogu pokoju. Delikatnie podświetlił go lampką. Można było dostrzec łóżko z identycznym bliźniaczym stolikiem, ja ten przy którym siedział ów nieznajomy. Malzadar przestał przeżuwać kolczyk.
- Bez jaj
Ruszył w kierunku łóżka i zrzucił z ramienia mokry od deszczu plecak na podłogę. Zapalił drugą lampkę ze znacznie mocniejszym światłem. Wtedy upewnił się w swoich przekonaniach. Pokój był dwuosobowy. Ściągnął z siebie skórzany płaszcz, odsłaniając nagi tułów po czym rozwiesił go na krześle, aby mógł wyschnąć. Usiadł na łóżku opierając się o ścianę plecami i spojrzał na współlokatora. Był to młody chłopak, najprawdopodobniej młodszy od niego. Czytał książkę zatytułowaną "Psychopatologia życia codziennego". Malzadar popatrzył na jego grobową minę po czym się zaśmiał pod nosem przecierając twarz ręką. Gdy w końcu się opanował popatrzył na współlokatora poważną miną.
- Nie próbuj żadnych sztuczek, bo tego pożałujesz
Tymi słowami zdobył ponownie uwagę nieznajomego, który poprawił okulary na nosie, najwyraźniej dając znak, że jest gotów na kontynuację wypowiedzi.
-Gdy formalności mamy już za sobą, powiedz mi co powinienem wiedzieć o tym miejscu. Jedyne co zdążyłem się dowiedzieć do tej pory to to, że nie mam próbować stąd uciec - bo zginę. Mam się stosować do reguł - bo zginę. - przetrząsnął włosy palcami - Wyglądasz na bystrego, a tacy ludzie są przydatni. Zazwyczaj.
Japończyk z kamienną miną wciąż patrzył na niego niewzruszony. Malzadar spojrzał ponownie na jego książkę i uśmiechnął się sarkastycznie.
-Według Kimberly Garrity i Douglas'a Dagerman'a poznanie czyjegoś imienia może zwiększyć poczucie bezpieczeństwa oraz wzbudzić jego sympatię, ale może też wywołać negatywne skojarzenia, ale najistotniejszy jest jednak sam fakt jego poznania. - wyprostował się i przechylił głowę. Łańcuchy na jego szyi zabrzęczały - Jestem Zero.
- Które z tych trzech uczuć chciałeś wywołać? - powiedział neutralnym głosem Masashi wyciągając rękę przed siebie - Jestem Smart.
Skoro rozmówca chce korzystać z wymyślanych codenamów, Masashi nie miał nic przeciwko. Pewnie ono padnie częściej podczas zajęć, aniżeli jego prawdziwe imię, dlatego powinien zacząć się do tego przyzwyczajać.
- Kult siły jest tu w większości kręgów bardziej chwalony od intelektu. - lekko wzruszył ramionami biorąc łyka herbaty - Chyba, że jesteś zapisany na specjalność Szpiega, Truciciela i Snajpera. Tam bardzo liczy się co masz w głowie.
Masashi niezdziwiłby się, gdyby jego wspólokator wbrew jego posturze, był zapisany, na któryś z tych kursów. Jeśli znał psychologów, o których sam nigdy nie słyszał, może być w nim coś zaskakującego. Będzie musiał w wolnej chwili poszukać coś więcej na ich temat w internecie:
- Dla przeciętnego człowieka, to miejsce to jest istna rudera odcięta od świata. Jednak w murach Akademii znajdziesz rozbudowany kompleks sportowy. Dwa baseny, Siłownia, Strzelnica, Sala Treningowa. A na zewnątrz, istne el dorado zabijania, gdzie możesz ustrzelić dosłownie każdego. Byleby nie robić tego w szkole.
Poprawił okulary, jednocześnie uśmiechając się lekko, pomimo iż żadna z tych atrakcji nie była dla niego ciekawa. Jednak dla jego rozmówcy pewnie już tak.
- El dorado zabijania.... - parsknął pod nosem - Jeśli da się zarobić na tym, to będzie można się zastanowić
Siwowłosy spojrzał na Smarta jakby oczekiwał odpowiedzi, ale zamiast niej usłyszał nieznaczne siorbnięcie napoju. Każde z zajęć przedstawionych przez chłopaka wydawało się na tyle mało interesujące, aby miał ochotę tracić na nie czas. Malzadar uniósł głowę do góry i popatrzył przez chwilę w sufit. Nie był przyzwyczajony do rozmawiania z kimś na tyle długo. Z reguły jedyny kontakt jaki miał z ludźmi to jedynie wymiana zasobów i danych podczas transakcji ze zleceniodawcami lub handlarzami. Przeniósł wzrok na rozmówcę.
- Nie wyglądasz na mordercę. Co cię tu sprowadza? Trygonometria nie była na tyle satysfakcjonująca?
Uśmiechnął się zawadiacko. Współlokator również wzbudził w nim pewnego rodzaju zainteresowanie. Wydawał się osobą z którą mogła by się nawiązać ciekawa współpraca. Nie było by w tym nic wyjątkowego, aczkolwiek jego dominującą cechą był indywidualizm. Nie był pewien, czy sprawdzi się on również za murami szkoły. Czy go to niepokoiło? Wręcz przeciwnie, miał nadzieję na wyborną zabawę. Przeciągnął się i ziewnął nie zasłaniając ust. Malzadar schylił się w kierunku plecaka. Podniósł go nieelegancko po czym go rozpiął i wyciągnął z niego dwie piersiówki.
-Jakiś dodatek do napoju? - zapytał przygotowując się do rzutu w kierunku Smarta, samemu już odkręcając zakrętkę i zaciągając nosem nadchodzący zapach wybornego whiskey.
- Widzę celujesz wysoko. - z drobnym uśmiechem wziął łyk herbaty, zakładając nogę na nogę - Większość nowoprzybyłych tyka się normalnej pracy w tym miejscu. Jak mechanik, czy sprzątacz. Nawet widziałem gdzieś w holu tablice potencjalnych prac. Mało kto nastawia się na zabijanie dla pieniędzy. Większe pytanie brzmi, jak dużą wartość pieniądz może mieć na tej wyspie?
Dla Masashiego odpowiedź była oczywista. W końcu, pieniądz oznacza wpływy. A wpływy oznaczają respekt i władzę. To jedyne co mogło się liczyć na tej wyspie.
- Nie samą trygonometrią żyje człowiek. - powiedział Japończyk uśmiechając się lekko - A pozory, szczególnie w przypadku mojej osoby, bywają mylące. - poprawił okulary, po czym spojrzał Zero prosto w oczy - Wiedzieli we mnie zabójcę również ci, którzy mnie tu sprowadzili. Chociaż kazali wykorzystać tą iskrę w zupełnie innym celu. Na pozornie najmniej zabójczej specjalności.
Wziął kolejnego łyka herbaty, po czym przytaknął na propozycję mężczyzny mówiąc:
- Nigdy nie odmówię, dobrego dodatku do dobrej herbaty.
Oczywiście, odmówiłby i to nie raz. Szczególnie, kiedy mogłaby być zatruta. Dlatego Masashi ani śmiał wypić whiskey pierwszy, dopóki nie zrobi to wpierw Zero.
~Kujon...-pomyślał
Pokój wydawał się nieduży, ale za to pojemny. Wszystkie niezbędne rzeczy zarówno jego jak i współlokatora się w nim z pewnością zmieszczą. Odbiegało to od jego normy, którą przesiąkł. Pociągnął łyk ze srebrnej piersiówki, która na obwodzie miała wygrawerowane dwa węże zjadające wzajemnie swoje ogony. Pogładził je końcówką kciuka. Wtedy smak w pełni rozszedł się w jego ustach. Glenmorangie 18 letni. Zacny trunek. Smart uważnie go obserwował, jakby po pociągniętym łyku miał się przewrócić. Malzadar patrzył z nieznacznym uśmiechem, jak współlokator nieoscentacyjnie powąchał swój trunek, po czym wlał go do herbaty. Był to znak dla niego, że może zacząć.
- Zależy, jak kto definiuje słowo normalna praca - wbił wzrok w rozmówcę - Dla jednych morderstwo to grzech śmiertelny, przez który ich dusza po śmierci nigdy nie zazna spokoju, zaś dla drugich zabicie kogoś jest równoznaczne z kromką chleba
Malzadar poruszył się nerwowo. Nigdy nie miał okazji wymieniać z kimś swoich spostrzeżeń. Było to dla niego jak nauka obcego języka. Niby wiesz co się mówisz, ale czy mówisz to w pełni prawidłowo?
Nieistotne.
-Wartość pieniądza to jedno, zaś drugie to nie marnować swojego życia na pracę której się nie lubi. Lepiej chyba wstać rano i powiedzieć sobie w duchu "Jak ja lubię swoją pracę!", po czym z uśmiechem na ustach rzetelnie wykonywać swoje obowiązki, nieprawdaż?
Uśmiechnął się, a łańcuchy zabrzęczały na jego bladej piersi pokrytej bliznami.
- Dobry trunek. - skomentował Masashi, odkładając filiżankę na bok, po czym podsumował jego monolog mówiąc:
- Grunt to wiedzieć, co chce się robić w życiu. Dla wielu, tak jak mówisz, zabójstwo to grzech ciężki. Pozornie prymitywna bariera spowodowana religią, jednak dla wielu ateistów zwana człowieczeństwem. Jakoby sam fakt bycia człowiekiem, czyniłby nas istotami innymi od zwierząt. Które zabijają się na okrągło...
Mężczyzna lekko wzruszył ramionami, po czym popatrzył kątem oka na zewnątrz:
- Każdy chciałby widzieć, że jaka fajna jest jego praca. Lecz nie każdy potrafi to dostrzec. Weźmy dla przykładu osobę, która od kilkunastu lat sprząta, który narzeka, jak nienawidzi swojej pracy. Jednak pomimo tego faktu, cały czas robi to co robi, mimo iż miał niejedną okazję, by to zmienić. Powodów może być wiele, czy to ze zwykłego strachu spowodowanej utratą podłej, choć stabilnej pracy. Ale również faktem, że tak naprawdę lubi to co robi, jednak boi się przyznać przed innymi i sobie samym, że tak jest. Bo w końcu to taka mało prestiżowa praca.
Poprawił okulary, po czym dodał:
- Podobnie jest z zabijaniem. Po za wyspą spotkałem wielu, którzy trudzili się w tym fachu, mimo iż mniej otwarcie mówili, że tego robić nie chcą. Ale muszą to robić dla pieniędzy, dla yakuzy, dla swoich bliskich. Lub zwyczajnie nie mają wyboru. Jednak, gdy w końcu dostają możliwość odejścia od tego fachu, czy to przez ustatkowanie, czy z innego powodu, wciąż się nim trudzą.
Smart ponownie wzruszył lekko ramionami mówiąc, uśmiechając się lekko:
- Taka już natura niejednych słabszych umysłów, które zrekrutowały się do tej szkoły, mimo iż zabijać nie chcą. I tego nie lubią...
~ Czym człowiek tak na prawdę różni się od zwierzęcia?
Bum.
Z niewiadomych mu powodów stoicyzm Smarta drażnił go. Przecież czytanie książek również wiąże się ze spokojem, więc skąd taka reakcja? Jego mimika nic nie zdradzała. Kręgi wody w kałużach zaczęły dla odmiany pojawiać się częściej w większej ilości. Malzadar stojąc, opuścił wzrok na siedzącego chłopaka. Wyglądał w zasadzie identycznie jak na samym początku. Opanowany, czujny, spokojny, naturalny... Bum. Kątem oka dostrzegł opróżnioną już filiżankę napoju. Pogładził kciukiem głowę węża. Rozejrzał się po pokoju, jego uwagę przykuły równo pościelone łóżka. Jego na pewno jest nieruszone, zaś łóżko Smarta na pewno było używane, lecz różnica była niezauważalna. Nieopodal stało nic nie znaczące krzesło. Twarz Malzadara w końcu dała znać, że wciąż jej mięśnie pracują. Nieładnie ziewnął wydając wymowny dźwięk. Pociągnął zachłanny łyk z piersiówki opróżniając ją do Zera. Przetarł usta ręką, która zaraz złapała płaszcz wiszący na krześle, po czym nagłym ruchem kopnął niczemu winne krzesło które wylądowało na ścianie, które w locie przerwało harmonię łóżka Smarta. Odepchnął się plecami od ściany przerzucając płaszcz przez ramię. Przechylił głowę i popatrzył głęboko w oczy współlokatora ze szczerym, prawie niezauważalnym uśmiechem.
-Dość gadania, sprzątamy to czy idziemy zobaczyć czy mają coś równie dobrego w tym mieście grzechu?
Wtem ostatnia kropla uderzyła o tafle kałuży.
- Skończyłeś? Czy mam ci zwolnić kolejne krzesło do budzenia sąsiadów?
Masashi lekko wzruszył ramionami, wstając ze swojego krzesła, popychając lekko nogą nogą obrotowe krzesło w kierunku mężczyzny, po czym dodał:
- Idę do łazienki.
Powiedział kompletnie niewzruszony udając się tam gdzie zamierzał. Nie będzie odpowiadać na żadne pytanie, dopóki nie okaże się być w stanie godnym uzyskania odpowiedzi. Nie jest w końcu na tyle głupi by tak szybko podjąć decyzję i od razu pójść na towarzyskiego drinka z osobą, która rzuca krzesłami dopiero po jednym whiskey. A po czterech będzie chciał się pobić z dwunastoma dryblasami. Jakby miał jakiekolwiek szanse na zwycięstwo...
-I tak mi się nie podobało to krzesło!
Usiadł na łóżku po czym zdał sobie sprawę z jakim rzeczywiście typem osobowości ma do czynienia. Rozsiadł się na łóżku i pozwolił sobie przywołać pewne wspomnienie.
Przypominał sobie pewnego chłopaka, z którym się wychowywał. Wiecznie poważny, zdyscyplinowany, zawsze działał według planu. Był jego zupełnym przeciwieństwem, chociaż tworzyli świetny duet. Dzięki wzajemnej współpracy dali radę przeżyć niejeden bardzo ciężki okres w trakcie ich dorastania na ulicy. Byli wtedy zaledwie 12sto latkami kiedy jego przyjaciel zaplanował pierwszy skok na gang. Brakowało im wtedy podstawowych towarów niezbędnych do przetrwania. Wcześniej nikt nie zwracał uwagi na dzieci, wtedy zaczęli w nich dostrzegać potencjalne źródło zarobku oraz zagrożenie, które należało wyeliminować, bądź co gorsza wykorzystać do własnych celów. Wszystko się udało, ponieważ poszło zgodnie z planem towarzysza. Wrócili obłowieni dzięki czemu udało im się przetrwać zimę, która była dość sroga. Pewnego dnia, gdy młody Malzadar wrócił do ich schronienia w opuszczonym i podniszczonym budynku, ujrzał ślady krwi już w progu. Towarzysz został przywiązany do krzesła, a przed nim stało kilku mężczyzn, których kiedyś obrabowali. Chłopak został srogo okaleczony, miał powbijane w ciało metalowe łańcuchy, płytki i pręty. Na oczach siwowłosego odebrano mu życie. Wtedy Malzadar pierwszy raz zabił. Rozlew krwi przemoczył jego koszulkę, a zapach jej towarzyszący zostawił trwały uraz w jego psychice. Od tamtego czasu zrozumiał, że nie samym planem, oraz nie samą siłą człowiek nie da rady przetrwać samotnie.
Przetrząsnął włosy ręką i popatrzył na drzwi, za którymi zniknął jego współlokator. Tak na prawdę nie zamierzał się na niczym wyżyć, nie jest przecież typem osobowości, który rozładowuje frustracje na otoczeniu. Robi to tak na prawdę, bo się nudzi i lubi jak się coś dzieje. Cisza wzbudza w nim negatywne uczucia. Jedyny moment, kiedy jej na prawdę potrzebuje, to podczas czytania. Malzadar wstał ze sapnięciem z łóżka i poprawił nieudolnie skotłowane łóżko oraz odstawił krzesło na miejsce. Gdy to zrobił usłyszał powolne i spokojne kroki zmierzające do pokoju. Gdy drzwi się otworzyły ujrzał wtedy Smarta.
-Jak już wymieniłeś tampona to możemy się zbierać - powiedział z cynicznym uśmiechem - Spokojnie, nie irytuj się tak, będę rozrzedzać [whiskey]
W ten sposób z ogromną, wręcz chirurgiczną precyzją, zakładał soczewki na swoje oczy ignorując słowa mężczyzny. Gdy w końcu skończył i odłożył swoje okulary do machoniowego futerału, popsikał się swoim dezodorantem pod pachami, po czym pewnym krokiem opuścił pomieszczenie będąc przygotowany na praktycznie każdy scenariusz. Brew Masashiego lekko się podniosła widząc średnio posprzątane łóżko, mimo iż wyraz jego twarzy pozostał kompletnie niezmienny:
- Pij sobie jak chcesz i kiedy chcesz. Nie jestem w końcu twoją matką.
Na twarzy Smarta pojawił się drobny, praktycznie niezauważalny uśmiech, po czym dodał:
- Możemy się zbierać.
Tymi słowami, założył na siebie lekki płaszcz, na wypadek potencjalnego nawrotu deszczu, po czym opuścił pomieszczenie.
zt x2
|
|