Nie miała najmniejszego, bladego pojęcia o tym, czegoż to spodziewać się miała po pokoiku przydzielonym jej przez szanowną, łaskawą administrację akademii. Cząstka niej oczekiwała splendoru podobnego do tego, jakim zasypywano ją zawsze w szpitalach psychiatrycznych - białe ściany, pozbawione klamek okna przyozdobione stalową siatką na zewnątrz oraz spartańsko podstawowe, wyciśnięte z wszelkich kolorów umeblowanie. Bo tam pomieszczenia nie były przeznaczone do życia - nie oferowały nic wartościowego, nic podnoszącego na duchu, nic dodającego otuchy czy motywującego do stąpania naprzód - a tylko i wyłącznie do istnienia z dnia na dzień - nic więcej, nic mniej. Krocząc jednak korytarzem przynależącym do damskiego dormitorium, Ritsu odniosła silne, przekonujące wrażenie, iż inaczej tutaj - w miejscu tym, gdzie zyskała nową szansę i kierunek rozwoju - będzie.
○ Ri-tan, stój! Minęłaś nasz pokój! ○
Stanęła niby postrzelona, rozglądając się letargicznie dookoła i zerkając na numerki poprzyczepiane do drzwi.
- Ach. Chatters ma rację.
○ Zawsze mam, hmpf! ○
Bez dalszych komentarzy cofnęła się kilka kroczków, stając niedługo potem - wreszcie! - w progu swojego nowego, tymczasowego miejsca zamieszkania i zaglądając z ciekawością - która nie odbiła się, jednak, w ślepkach jej przeraźliwie pustych czy na pasywnej w wyrazie twarzyczce - do środka.
Ciepło.
To wyrażenie jako pierwsze skojarzyło jej się z wnętrzem, które na najbliższe lata stanie się jej domem. Jak śmiesznie i obco wyraz ten brzmiał. Dom.
○ Patrz, Ri-tan! Dali mi nawet własne łóżko! ○
Mrugnęła, wchodząc głębiej i okręcając się powolutku dookoła własnej osi, ażeby ostatecznie osiąść swymi czterema literami na losowym materacu. Tak się złożyło, że usiadła akurat na tym położonym na prawo od wejścia.
- Lepiej - powiedziała monotonnym głosem, jedną ręką przyciskając mocniej pluszaka do siebie, drugą zaś błądząc po zdumiewająco miękkim, przyjemnym w dotyku posłaniu.
○ Lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. ○
Skinęła w zgodzie ze swym wiernym kompanem, ponieważ nie pamiętała już czasów, kiedy mieszkała w tak przytulnym, przyjaznym miejscu. Humnęła pod nosem, spoglądając na widok, jaki oferowało jej okno - a obrazek prezentujący się za czystą, niepopękaną szybą był ładniejszy niż którykolwiek z krajobrazów na jakie natknęła się w wielu szpitalach, przez które się przewałkowała.
Shia miała wiele mieszanych uczuć związanych z miejscem, w którym spędzi kilka długich lat. Kupiła więc niewielki notes, zaraz przed odlotem. Mały, w kratkę. Zdecydowała, że to będzie jej dzienniczek, w którym będzie zapisywała co ciekawsze zdarzenia. Ale od czegoś musiała zacząć! Więc wpisała tam dwa krótkie zdania:
“I już nic nie będzie takie same. Zmieni się smak owoców i zasady moralne.”
Większość ludzi wymawia podobne i głęboko brzmiące słowa, gdy po prostu brakuje im wyobraźni i zwyczajnie nie wiedzą co się stanie w najbliższej przyszłości. Shia w takim właśnie stanie była. No bo ciężko wyobrazić sobie równie małą i kruchą kobietę w tak niebezpiecznym miejscu. Jednak życie już wiele razy nauczyło ją, że życie wymaga zaakceptowania słabości w nas samych. Ale kto by otwarcie zaakceptował, że czegoś nie potrafi, lub że się po prostu czegoś boi? No właśnie.
Szybko załatwiła wszystkie formalności, starając się nie myśleć zbyt wiele o tym co ją czeka zarówno w akademii, jak i w jej nowym pokoju. Łatwo tu ją zrozumieć: ta szkoła szkoli zabójców, a ona będzie miała z kimś pokój. Jaka jest szansa, że pewnego dnia się w nim pomordują? No dość duża. Dlatego szła wolnym krokiem, z głową w chmurach i podobnie jak jej współlokatorka, minęła drzwi do swojego pokoju i szła, szła. Aż doszła do końca korytarza.
-Ah! Nie, nie, nie! Nie powinnam tak głęboko o tym myśleć! To mój pokój. Nic innego mi nie pozostało, poza moim pokojem, prawda?
Ścisnęła swoją małą walizeczkę, która mieściła nie więcej niż kilka ubrań i zawróciła, mimo iż nie miała w rękawie żadnego planu. Skupiła się nieco bardziej i szybko znalazła swój pokoik z numerem “#4”. Włożyła kluczyk do zamka, jednak drzwi nie były zamknięte. Więc delikatnie pociągnęła za klamkę. To co ujrzała po uchyleniu drzwi, zaskoczyło ją na wiele różnych sposobów. Pokój był naprawdę uroczy. Yuru powiedziałaby nawet, że w był lepiej przyozdobiony niż jej własny, o typowo stoickim wystroju, gdzie łóżkiem jest leżący na ziemi materac. Z drugiej strony, miała na jednym z łóżek uroczo wyglądającą panienkę, z dość niecodzienną przypadłością. Białe włosy. Blada twarz. Czerwone oczy. Albinoska. Shia nigdy nie widziała osoby jej kalibru z bliska, nie mówiąc o zobaczeniu jej na własne oczy. Yurushia była w końcu typową azjatką, tak więc minęło dobrych kilka sekund nim powróciła do rzeczywistości, w której nie wypada analizować tak dokładnie innych ludzi. Ukłoniła się więc powoli i dość nisko, jak wymagałaby od niej jej kultura.
-Tadaima... Zwą mnie Yurushia… Silendir. Zakładam, iż mamy razem pokój, prawda?”
Pytanie zakończyła ciepłym uśmiechem, po czym wyciągnęła swoją dłoń w jej kierunku jako iż sama chciała poznać jej imię. Nawet, jeśli nie była pewna czy Ta chce je zdradzać.
Jako iż jej współlokatorka siedziała na prawym, tak ta podeszła do tego stojącego naprzeciwko i położyła na nim swoją walizkę. Po tym zdjęła zaczęła zdejmować swój motyli płaszczyk i wysłała spojrzenie do tulącej pluszaka współlokatorki. Był to ciekawy widok, ale Yuru nie należała do tych, którzy komentują cudze zachowania tak długo, jak jej nie szkodzą.
-Tak zapytam, jeśli mogę… Jak długo jest panienka na wyspie? Pytam z czystej ciekawości, mnfufu.
Zakończyła przypominającym śmiech mruknięciem, jako iż nie była pewna jak rozpocząć rozmowę, więc wszystko wydawało się być dobrym pretekstem na krótką wymianę zdań. Jak zawsze zresztą, była ciekawa czy tylko ona została tu wysłana na ostatnią chwilę.
Dość srogi kawałeczek czasu zajęło jej zorientowanie się, iż czyjeś oczka wpatrzone są w nią z ciekawością oraz zaintrygowaniem, jako że zbyt zagapiona była w śliczny, niesłychanie pogodny widoczek prezentujący się za - nieokratowaną! - szybą. Drgnęła lekko, przesuwając w końcu ślepka swoje szkarłatne na nowo przybyłą - w którym momencie weszła do środka? Ritsu nawet wkładanego w zamek klucza czy naciskanej klamki nie słyszała, hah! - i dostrzegając jej pochyloną ku podłodze posturę. Mrugnęła skonsternowana i zdumiona, zerkając również na ciemne, gładkie panele w próbie zrozumienia tego, cóż też takiego interesującego ciemnowłosa kobieta w nich widziała. Nim jednak pojęła chociażby skrawek tej przedziwnej fascynacji - ludzie różne hobby mieli, dzikie i dla niej nierzadko niepojęte - nieznajoma przedstawiła się, wyprostowała i wyciągnęła ku Syrenie rękę w powitalnym, przyjaznym - chyba - geście.
○ Współlokatorka? Nie ma tu miejsca dla kolejnej osoby! ○ wymamrotał z niezadowoleniem i nutą agresji Chatters i gdyby mógł - jakby ciało jego pluszowe mu na to pozwoliło - to najpewniej napuszyłby się niby rozeźlony kot, któremu ktoś zwinął spod nosa kulkę z kocimiętką.
- Razem? - zapytała neutralnym, płaskim tonem, patając kojąco swego wiernego towarzysza po głowie i ignorując dłoń kobiety. Dobre maniery i etykieta przelatywały jej nad łepetynką tak samo, jak w tejże chwili imię oraz nazwisko nowo poznanej współlokatorki. Czyli wysoko, wysoko oraz odlatując w błogie zapomnienie. - Chattersowi się to nie podoba - poinformowała ją zamiast samej się przedstawić, ponieważ w ogóle nie przyszło jej do głowy, aby to uczynić.
Zero zdolności interpersonalnych. No, może jeden procent, yup.
○ Bardzo się nie podoba! Bardzo, bardzo! ○
Skinęła dosadnie i zdecydowanie, nie odrywając natrętnych oczek od Yu i nie zwracając zbytniej uwagi na muskające ją po policzku oraz karku pasma jej białych włosów.
- Bardzo, bardzo - powtórzyła za Chattersem, po czym mrugnęła na pytanie zadane jej przez kobietę. - Niedługo - odparła, mimo iż w sumie to tak nie była do końca pewna tego, ile to już dni przebywała na tej pełnej życia wyspie.
○ Nie odpowiadaj jej, Ri-tan! Przestań! Kysz z nią! ○
Chatters, jak zwykle, nie był jakoś wielce pozytywnie nastawiony wobec obcej - przedstawiła się, więc już chyba nie taka obca? - osoby, na co Ritsu poklepała go tylko ponownie po mięciutkim pyszczku.
Postałam sobie chwilę z wyciągniętą ręką, ale najwyraźniej nie byłam tu mile widziana. Ughh. Trudno. Jakoś muszę przeżyć. Człowiek się szybko adaptuje. Przynajmniej nie mówi zbyt dużo, więc nie będzie działa mi na nerwy. No I jak mówiłam, pierwszy raz widzę albinoskę, to też jakiś plus, nie powiem.
Powoli więc cofnęłam moją dłoń, nie zaprzątając sobie nią zbytnio głowy. Byłam na to zbyt zmęczona po podróży. Nawet nie wiem, o czym ona bredzi, bo w końcu wypowiedziała ‘Chatters’ w formie męskiej. Tak więc nie jest to jej imię i nie mówi o sobie w trzeciej osobie. Odpowiedziałam więc lakonicznie:
-Rozumiem.
I położyłam swoje wierzchnie okrycie na moim łóżku, po czym otworzyłam moją podróżną walizkę. Słuchałam jej, nawet kątem oka spoglądałam. Zdawała się bardziej zainteresowana mną niż tym, co robię.
-Ja dopiero przybyłam do tego więzienia…
Szczerze, prosto z mostu. Nie chciałam tu być i w sumie dalej nie chcę. Nie mam co ukrywać, bo to fakt.
Zaczęłam więc się rozglądać po szafkach, tak by nie pomieszać moich ubrań z jej, mimo iż zawsze bym je znalazła. I tak otwierałam szafę po szafce, a ona dalej się na mnie patrzyła, bez emocji. Czułam się obserwowana do tego stopnia, iż poczułam pot na mojej skroni. Ta, kropelka po kropelce. Zaczęły łączyć się w większe kule i kapnęły na dywan.
-Umm… Ta Mała szafka przy moim łóżku. Pozwolisz, że włożę tu swoje rzeczy.
Przerwałam ciszę, bardziej z czystej uprzejmości niż z chęci rozkręcenia rozmowy. Tak się składa, że ja również nie jestem bardzo gadatliwa. No ale sytuacja jest dziwna, więc coś powiem, a raczej zapytam.
-Lubisz pluszaki, czy ten jest wyjątkowy?
Ciężko było mi nie dostrzec, że więcej emocji kierowałą w stronę pluszaka, który był ciągle miziany w jej rękach niż mi. Naturalne pytanie. Dorosła osoba, w szkole dla morderców, bawi się pluszakiem. Kogo by to nie interesowało. Ja czułam się zaintrygowana. Mniejsza. Rozpakowałam się i usiadłam na łóżku, które pewnie będzie ‘moim’ na najbliższe 4 lata. Tym samym, zaczęłyśmy test woli, ja patrzyłam się na nią a ona na mnie. I ani słowa.
|
|