Jakiś czas temu Masamune wpadł na ambitny, acz chyba głupi pomysł, by zaczepić kilku uczniów. Skoro początek roku się oficjalnie rozpoczął, warto było nieco bliżej poznać co poniektórych, żeby podczas zajęć nie być tym odludkiem. Gra była warta świeczki, bo w akademii można było znaleźć wiele ładnych panien, których niepoznanie mogłoby się źle odbić na psychice bohatera. Oczywiście potencjalnie, bo jak już do czynności poznawczych dojdzie, to mogą okazać się niewarte ni uwagi, ni czasu czarnowłosego. No ale tego trzeba było się przekonać, a zyskując sławę wyrzutka, z dość niepozytywną reputacją w gratisie, raczej podejście do którejkolwiek będzie niemożliwe.
Osoba postronna mogłaby uznać sposób, w jaki Akahoshi zagadywał pozornie losowe osoby, za co najmniej niekulturalny, jeśli nie po prostu obraźliwy. Wszakże zaczepiał zwykle odizolowane jednostki, zaznaczał ich odstawanie od grupy oraz ich inne, być może zawstydzające, charakterystyczne cechy. Tylko po to, by następnie zaproponować spotkanie z "podobnymi sobie" w konkretnym miejscu i czasie. Niestety takie kryterium Masamune obrał i zaznaczenie potencjalnych - bo nigdy nie można być tego pewnym na sto procent, bo podobno nie powinno się oceniać książek po okładce - wad rozmówców było dość istotną częścią jego planu. Jedni się obrażą, inni zaciekawią, że będą mogli spotkać się z podobnymi sobie. A jeszcze inni po prostu przyjdą z braku lepszych spraw na głowie, z potencjałem na zyskaniu przy tym w jakiś sposób. Shogun zaczepił dość sporo osób i nie spodziewał się, by wielu odpowiedziało na jego zaproszenie. Liczył jednak na jakąkolwiek frekwencję i to by mu wystarczyło.
Obecność innych, lub jej brak, wydawało się być największym problemem samego przedsięwzięcia. Załatwienie miejscówki takowym nie był. Krótka rozmowa i klucz do składziku, ale też odpowiedzialność za jego ogarnięcie, były w posiadaniu Masamune. Na miejsce zjawił się o wiele wcześniej i dokonał małego "remontu" - poprzestawiał sprzęt , pomijając ten najcięższy, tak, żeby zrobić w centrum wystarczająco miejsca. Ze skrzynek gimnastycznych pościągał najwyższe segmenty, te z pianką obitą skorą, i ustawił wraz z długimi ławkami jak najbliżej ścian, by można było gdzie usiąść. Porozkładał również na środku materace, jakby komuś taka opcja bardziej odpowiadała. Albo jakby chciał nakurwiać salta bez wyraźnego powodu, może dla szpanu. Przygotowanie tego wszystkiego zajęło trochę czasu, który mógł być krótszy, jakby bohater zapytał swoją siostrę o pomoc. Ogólnie wszystko to wolałby zlecić komuś innemu, niżeli sobie. Ale jak na razie uznał za stosowniejsze wziąć sprawy w swoje ręce. Podyrygować innymi, być może, będzie miał jeszcze okazje. Bezpośrednio lub nie.
Gdy wszystko wydawało się gotowe, a Masamune siedział na materacu, oparty o skrzynie gimnastyczną - o czym wspomniane było na początku tego tekstu - wystarczyło tylko czekać, aż zaczną się zbierać ludzie. Jacykolwiek. Oby.
…
…
Zaproszenie prawie odrzucone, bo o nim zapomniałem. Jakoś wypadło mi z głowy blablowanie jakieś osoby, której nawet nie znałem. ALE! Miejsce spotkania nie było jednak trefne, wręcz przeciwnie. Dla mnie to było zbawienie. Tak się złożyło, że w okolicach wyznaczonego terminu akurat, przypadkowo, przechodziłem obok sali gimnastycznej – i dostałem olśnienia. Heh, wszystko zgodnie z planem, jestem super i w ogóle! Otworzyłem więc jedne drzwi, a potem drugie i… uhm, nie do końca tego się spodziewałem. Myślałem, że to całe spotkanie będzie jakieś większe. Ze dwadzieścia osób minimum. Chociaż – dwadzieścia osób w składziku? Mogłem to trochę przewidzieć. – Eeeeeeee... Heeeeejjj. – wyrzuciłem z siebie, utrzymując swój wzrok głównie na Pandzie. Co, jeśli to fanklub żelkarzy? Oby, bo w takim wypadku jestem dobrze przygotowany. Zamiast stać w wejściu jak głupi, zatrzymałem się obok jedynej osoby, której znałem. W razie czego jest dwóch na dwóch, nic nam raczej nie grozi. Szturchnąłem lekko Pandę łokciem. – Zgadnij jakie mam. – Jak nie trafi, to chyba sam zjem te podłużne kwaśne węże, buahaha.
Zaśmiał się krótko na zadane pytanie.
- Nie, nie pomyliłeś. Co mnie cieszy - odpowiedział i zamknął lewe oko - Jesteś pierwszy. I mam nadzieję, że nie ostatni.
Na szczęście nadzieje Masamune zostały wkrótce spełnione, gdyż w składziku pojawiła się kolejna osoba. Żeby tego było mało, dziewczyna. A przynajmniej na dziewczę wyglądająca. Bohater powstrzymał się przed zaczepnym gwizdem, oraz porami innymi "odruchami". Tym razem wolał wykazać się minimalnym profesjonalizmem, jako organizator tego spotkania.
- No to dwójka. Idziemy w dobrym kierunku. - Skomentował, a następnie zwrócił się do nieznajomej - Mam zamiar wszystko wyjaśnić, jak będzie nas więcej. Albo jak będziemy za długo czekać, żeby było nas więcej. Nie spodziewaj się jednak fajerwerków albo wielkich teorii spiskowych.
W gruncie rzeczy powód bohatera był dość błahy, ale - co do niego nie powinno pasować - dość altruistyczny. Jakby się głębiej wkopać w sposób rozumowania Akahoshiego, to można byłoby stwierdzić, że jednak kierował się chęcią osiągnięcia korzyści dla siebie. Te jednak były mocno niepewne i istniała realna szansa, że całe to przedsięwzięcie skończy się na "ręką rękę myje", a bohater nie zyska z tego nic więcej, niż trzeba. Czego żałować, jeżeli w ogóle, będzie mógł później, jak wszystko się wyjaśni.
I w takim tempie to do wyjaśniania miało dojść całkiem niebawem, bo pojawiła się i trzecia osoba. Bohater przywitał ją skinieniem głową.
- Cóż... - Odezwał się po chwili, zginając prawą nogę w kolanie, które zbliżył do siebie i oparł o nie prawe ramię - Może żebyśmy w totalnej ciszy nie czekali na resztę, pozwólcie, że...
Przerwał i zaśmiał się pod nosem. Że też zapomniał o czymś tak oczywistym.
- Masamune. Masamune Akahoshi. Tak nazywa się ten, który zechciał was tutaj zebrać. Miło wam mnie poznać.
Skoro i tak raczej nie zrobił najlepszego wrażenia u większości osób, które zaczepił i przekonał, żeby tutaj się pojawiły, to nie musiał się aż tak bardzo starać, żeby być miłym, prawda?
- Chciałem więc zapytać, co was ostatecznie skłoniło, żeby jednak przystać na moje zaproszenie? Poza chęcią strzelenia mi w mordę, bo to byłby chyba najgłupszy powód.
Przymrużył oczy, a jego uśmiech przybrał bardziej zadziornego wyrazu.
- Głupi dlatego, że potrafię nieźle oddać. - Dodał, a następnie uśmiechnął się tak najpromienniej w świecie - I nie chciałem, żeby doszło do aż takich zgrzytów między nami, nawet jeśli moje słowa mogły wskazywać na co innego. Wręcz przeciwnie bym powiedział, ale o tym za chwilę, za chwilę.
Nie był sam, jaka ulga. Tuż po dziewczynie, wstąpił Arsene. Jak miło! Może tym razem miał coś dobrego dla niego. Bo ostatnio się nie popisał. Przyszedł do niego i od razu zaczepiał łokciem. Oczy mu się zaświeciły. Miał coś dobrego. Czy to pianki? A może owocowe cukierki? Albo może batoniki? Czekoladki? Trufle? Mówili ostatnio o żelkach, więc to musiały być żelki. - Żelki! - podniósł rękę, machając przy tym nią. - Jakie, jakie?! - nie miał pojęcia, jakie. Ale wiedział, że zje wszystkie! Bez wyjątku. Słodkie, kwaśne, z sokiem, czy dwusmakowe. Bez różnicy. I nim cokolwiek jeszcze dodał, gospodarz zaczął Pandą.[/b] - odpowiedział, gdy ten przedstawił się pierwszy. Mało, kto zwracał się do niego po imieniu. Wypadało jednak je podać. I znowu pytania. - Miałeś tak błagalny wyraz twarzy, że chciałem zobaczyć, co masz do zaoferowania. Więc? - No tak. Potrzebował zachęty, aby tu zostać. Gdzie są cukierki na przywitanie? - Jako gospodarz tego spotkania, co masz nam do zaoferowania? - za darmo przecież nie będzie siedział. Lukał jeszcze na Arsene, może wzrokiem wybłaga te słodkości? Ciekawy był, czy to spotkanie miało drugie dno, czy po prostu chłopak się nudził i szukał przyjaciół.
|
|