Oczęta Akahoshiego pobieżnie przebadały wnętrze sali, a on sam aż gwizdnął z wrażenia. Sprzęt wydawał się być świetnej jakości i raczej nie było można mu nic zarzucić. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo to w praktyce wyjdą wszystkie defekty. Klatka MMA, która chyba najbardziej przykuwała uwagę swoim wyglądem i wielkością, również robiła wrażenie. Tak bardzo, że Masamune stanął na chwilę przed wejściem do niej i już zaczął rozważać sprawdzenie wnętrza, jednak nie mając partnera odrzucił ten pomysł.
Spacerował wolno po pomieszczeniu, przyglądając się każdej bieżni, każdej sztandze, każdej dostępnej tu zabawce z bliska. Niczego jednak jeszcze nie ruszał, a ograniczał się do oględzin wyłącznie wzrokowych. Jakoś nie widziało mu się robić czegoś więcej. Nie chciał się przemęczać. Do czasu.
Uśmiech na twarzy czarnowłosego poszerzył się, gdy stanął kawałek dalej od zwisającego ze ściany worka treningowego. Ten przykuł uwagę bohatera najskuteczniej i najlepiej zadziałał na jego brak motywacji do ćwiczeń. Masamune pochylił głowę raz w jeden bok kilka razy, raz w drugi. Następnie postukał czubkiem buta jednej nogi o ziemię kilkakrotnie, co następnie powtórzył z drugą nogą. Potem, nagle i błyskawicznie, wyprowadził wysokie kopnięcie z prawej nogi. Głośny trzask uderzenia o worek rozległ się po sali, a po nim słychać było rytmiczne, ucichające z sekundy na sekundę, dzwonienie łańcuchów, na których ów worek wisiał i się nań lekko kołysał. Bohaterowi bardzo podobała się reakcja celu i uczucie, jakiego doznał, gdy uderzył nogą. Rozejrzał się jeszcze raz po sali, jakby upewniał się, że jest tutaj wciąż sam. Potem wyciągnął ręce z kieszeni, zerwał marynarkę, którą nosił na ramionach, odszedł dalej od worka i odłożył wspomnianą część ubioru czy to na jakiejś ławeczce, czy zawiesił na rączce którejś bieżni.
Akahoshi wrócił na swoją poprzednią pozycję, tym razem lekko podskakując w miejscu. Posłał kolejne kopnięcie z prawej nogi, po którym wyprowadził szybko kolejne, nie opuszczając uprzednio kończyny. Po krótkiej przerwie zaatakował ponownie, niskim kopnięciem, po którym natychmiast, bez opuszczania nogi, wyprowadził kopnięcie wyższe. Trzaski poszczególnych uderzeń łączyły się z dzwonieniem łańcuchów i ewentualnym piskiem podeszw obuwia bohatera w kakofonię, jednak dla Masamune była to muzyka dla uszu. Nie jakaś najlepsza, a bardziej mocne dwa na pięć, ale muzyka. W ten sposób kontynuował jeszcze trochę ten lekki trening, wyprowadzając różne rodzaje kopnięć, ale nie omieszkując też zadać kilka ciosów pięściami. Wszystko jednak na spokojnie, bo nie miał zamiaru się tutaj napocić. Przynajmniej nie za bardzo.
Jeśli miała przetrwać ten pierdolnik, musiała wziąć się w garść i potrenować. To, że w końcu będzie musiała komuś świadomie urżnąć łeb było oczywiste, aczkolwiek jeszcze jakoś dusiła te myśli gdzieś w głębi siebie. Co innego bardziej praktyczne podejście do kwestii niebezpośrednio związanych z zabijaniem; czego efektem było skierowanie kroków do sali gimnastycznej, wraz ze stosownym rynsztunkiem. Co tu dużo mówić, Delacour może i miała nienajgorszą kondycję, w kategorii cywili-nastolatków, ale jak na warunki tego miejsca - pozostawała ona zdecydowanie niewystarczająca.
- Cichutka i niezauważona, niczym maleńka myszka...
Francuzka weszła do środka niemalże na paluszkach, gdy tylko usłyszała, że ktoś bawi się tam w najlepsze. W Umbrelli nie znała praktycznie nikogo, za wyjątkiem pewnej szalonej Meksykanki i prawdę mówiąc... zwyczajnie bała się kogokolwiek zaczepić. Pół biedy gdyby trafiła na w miarę bratnią duszę, która znalazła się tutaj przez przypadek lub wbrew własnej woli. Ponad połowa uczniów i tak wylądowała tutaj na własne życzenie, a to budziło w białowłosej mieszane uczucia. Czyż to nie dziecięca naiwność, gdy liczyła na wprowadzenie w życie zasady: skoro ja ich nie widzę to i oni mnie? Jeżeli ktoś spytałby, jakiej płci była osoba okładająca worek treningowy, nie potrafiłaby na to odpowiedzieć. Zerknięcie w tamtym kierunku na ułamek sekundy oraz generalna postura wcale tego nie ułatwiała.
Mimo to najgorszą częścią było odpalenie bieżni z drugiego krańca sali, jak na złość to ustrojstwo zdawało się być głośniejsze niż ostatnim razem. Wskoczenie na nią i pierwsze kroki wcale nie ułatwiały sprawy, szczególnie gdy te zaraz przerodziły się w trucht.
Gulp.
Niby po kilku metrach to ustąpiło, lecz nadal była bardziej spięta niż plandeka na żuku.
Pożałować tej beztroski mógłby nawet całkiem prędko. Jakby się odpowiednio szybko nie opamiętał, to pewna osoba, która niepostrzeżenie również odwiedziła salę i postanowiła zająć się swoimi treningowymi sprawami, mogłaby skończyć i się ulotnić. Akahoshi jednak w końcu przypomniał sobie, że w sumie nie był tutaj dla ćwiczeń, ale tylko dla wstępnego rozpoznania. Westchnął długo i poprawił włosy, które na czas ćwiczeń mogły cieszyć się samowolką i lataniem to tu, to tam. Związane byłyby mniej problematyczne, ale przecież bohater nie był gotowy na tak intensywny ruch i nie miał nic, żeby przygotować do tego sobie odpowiednią fryzurę. Gdy już odszedł myślami od worka treningowego, informacje z zewnątrz zaczęły być przez niego nieświadomie rejestrowane. Jakby stało się to wcześniej, to Masamune zauważyłby wtargnięcie nowej osoby chwilę po tym, jak się w ogóle tutaj zjawiła. A tak to dopiero dźwięk działającej bieżni i kroków na niej sprawiły, że w ogóle zdał sobie sprawę, że nie był sam. Odwrócił się w stronę źródła tych dźwięków i po ćwierć-sekundowej analizie wizualnej, niezbyt głośno gwizdnął pod nosem z wrażenia. I już coś zaczęło go tam we wnętrzu boleć, że nie zauważył tego, co się wokół niego działo, wcześniej. Bo wtedy miałby więcej czasu na interakcję.
- Czyżbym nie tylko ja miał pozornie dziwne pomysły? - odezwał się nieco głośniej, jakoby ignorując białogłowę, gdy szedł w miejsce, gdzie zostawił swoją marynarkę.
W bardziej normalnych okolicznościach, ktoś mógłby uznać, że Masamune gadał sam do siebie. Wszakże nie zwracał się, pozornie, do nikogo konkretnego, a sam był zajęty zbieraniem swojego ubrania. Skoro jednak był sam na sam z nieznajomą, liczył, że ta natychmiast zrozumie, że jego słowa były skierowane do niej, nawet jeżeli mową ciała na to nie wskazywał.
- Aż ciśnie mi się na usta powiedzenie "wielkie umysły myślą podobnie", ale nie chciałbym, żeby zabrzmiały one jak jakaś obelga - powiedział ponownie, gdy nałożył marynarkę ponownie na swoje ramiona.
Można było sobie zadać pytanie, czy Akahoshi określał wspomnianą frazę jako obrazę odnośnie porównywania toku rozumowania jego do nieznajomej, czy może odwrotnie? Zważywszy na jego ego, pierwsza opcja wydawać by się mogła właściwa. Ale gdy wie się o jego tendencjach do komplementowania niewiastom, nie jest to wtedy takie oczywiste.
Masamune schował lewą rękę do kieszeni i stając w miejscu, raczej dość oddalony od białowłosej, odwrócił się w jej kierunku. Z jednej strony oczekiwał jakiejś reakcji z jej strony. Z drugiej, chciał popodziwiać dziewczę korzystające z bieżni. Bo w jego mniemaniu było na co popatrzeć.
- Od kiedy dbanie o to, aby inwestycja w salę treningową nie poszła na marne, to dziwny pomysł? - odparła, po japońsku, z wyraźnie europejskim akcentem i trudnością przy dwóch najdłuższych słówkach. Valerie i płynny język tubylców jeszcze nie do końca szli ze sobą w parze, choć nie można jej zarzucić tego, że się nie stara (zważywszy na charakter tego miejsca).
Z samego podziwiania, choć zapewne bliżej było temu do gapienia się na tyłek, a chyba wszyscy wiemy jak dobrze strój sportowy podkreślał figurę, były nici. Opcja dialogowa miał to do siebie, że paluszki Francuzki szybko znalazły się na wyłącznik i ona sama zaraz odwróciła się w kierunku rozmówcy. Post scriptum, z ekspozycji dekoltu nici.
- Lepiej korzystać zawczasu i wypracować przewagę nad resztą, nim sami wpadną na ten pomysł lub zostaną tutaj odesłani - rzekła, może niekoniecznie w punkt, gdyż tego co powiedział chłopak nie zrozumiała w całości. Nie wyłapała rzeczonego powiedzenia i gdy próbowała je rozszyfrować, to posypała się dalsza część wypowiedzi; więc improwizowała.
- Udawaj pewną siebie, udawaj pewną siebie...
- Fighter? - spytała, przenosząc na chwilę wzrok na worek treningowy i skracając dystans do rozmówcy. Przecież nie będzie drzeć japy przez pół sali, diabli wiedzą kogo jeszcze tutaj przywieje, a nic tak nie krępowało jak dwudziestoosobowe stado niedoszłych morderców; co takim w głowie siedzi, chuj wie.
- Zważywszy, że ośmieliłem się z niej skorzystać przed oficjalnym rozpoczęciem roku, jakoś wydaje mi się choć minimalnie nietaktowne. Stąd określiłem to za dziwny pomysł. I liczyłem, że tylko ja na niego wpadnę.
Teraz brakowało wtargnięcia jakiegoś woźnego, który na widok dwóch "nieproszonych gości", wywoła niezłe zamieszanie, tym samym potwierdzając przypuszczenia czarnowłosego. A na standardy tej placówki aż strach pomyśleć, co takiego potrafiłby Ci zrobić taki woźny.
Na szczęście, lub nie, Masamune potrafił doceniać niewieście piękno w jakimkolwiek ubraniu. Bez wątpienia pewne konkretne stroje, które nie okalały tak wiele skóry, byłyby preferowane. Ale bohater miał na tyle rozwiniętą wyobraźnie, że jakby chciał zobaczyć białowłosą w bikini, to zobaczyłby ją w bikini. Tylko w swojej głowie, ale jednak. W jego mniemaniu sytuacja ubraniowa rozmówczyni była więc jak najbardziej pozytywna z potencjałem na bycie lepszą. Tyle. Aż tyle.
Uśmiech na twarzy bohatera lekko się poszerzył na kolejne słowa koleżanki z klasy.
- Postawa godna podziwu i naśladowania. Rodzi jednak pytanie, czy masz jakiś punkt odniesienia, żeby zakładać, że powinnaś "wypracować przewagę nad resztą"? - Przy pytaniu przymrużył oczy.
Pytanie miało na celu sprawdzić, przynajmniej pobieżnie, profil psychologiczny białogłowy. Czyżby uważała się za gorszą od innych? Czy po prostu była tak ambitna, że bez względu na to, które miejsce w hierarchii pod względem umiejętności by nie zajmowała, to wciąż chciała piąć się wyżej, a najlepiej najwyżej od innych? W takim wypadku Akahoshi mógłby znaleźć w niej bratnią duszę. Albo wykorzystać jej podejście, żeby się bardziej przypodobać.
Jakoś jeszcze nie zwracał szczególnej uwagi na jej widocznie niejapoński akcent i dość proste słownictwo. Bycie grammar yakuzą raczej by mu nie pomogło w ustanowieniu pozytywnych relacji z tę uroczą dziewoją.
Kącik wciąż uśmiechniętych zadziornie ust Masamune rozwarł się, ukazując część jego uzębienia, gdy nieznajoma postanowiła podejść bliżej. Miło z jej strony, że mógł się jej lepiej przyjrzeć, samemu nie musząc się do niej fatygować. Zachowanie to dawało też bohaterowi pewne informacje o osobie jego rozmówczyni. Acz dodatkowe weryfikacje zawsze były mile widziane.
- Moje imię to nie Faitaa, a Masamune. Akahoshi Masamune - odpowiedział nieco rozbawionym tonem, widocznie wskazując na żartobliwość swojej wypowiedzi, gdy patrzył w oczy białowłosej - A poważnie odpowiadając na Twoje pytanie...
Rzucił krótkie spojrzenie na worek treningowy.
- ...to pozwolę Ci odpowiedzieć sobie samej. Choć ciężko to nazwać nieodsłanianiem swoich kart, to przynajmniej spróbuję tak uczynić.
Wrócił spojrzeniem do swojej rozmówczyni i po chwili patrzenia na nią bez słowa, zmienił uśmiech na najpogodniejszy i najniewinniejszy, jaki potrafił.
- Chciałbym też bardzo przeprosić, że moją chęcią, żeby się do kogoś odezwać, najwidoczniej przerwałem Ci ćwiczenia. Nie taki był mój zamiar.
Czy mówił jednak szczerze, czy chciał tylko zmienić - nie wiedzieć w sumie po co - temat?
- Zważywszy na to, jakimi metodami zachęcają studentów do edukacji tutaj, oboje nie robimy niczego nietaktownego - odparła, kładąc nacisk na słówka "zachęcają" i "nietaktownego". Pomijając brak zapisu w regulaminie i niekorzystaniu z sal treningowych lub głupiej karteczki na drzwiach, ultimatum "zostajesz tutaj albo zdychasz" brzmiało zdecydowanie... niemiło. Dobrze, że przynajmniej od jeszcze nie do końca przekonanych wolontariuszy, nie pobierają czesnego. Tak na marginesie, dziwnym trafem, to właśnie w woźnych, Valerie upatrywałaby tej milszej części personelu. To nic więcej jak wyobrażenie starszego pana, nucącego skoczną melodię w trakcie zbierania resztek zawartości czaszki jakiegoś pechowego uczniaka.
- Miałam okazję poznać konkurencyjny odpowiednik akademii, których Japończycy zmasakrowali. Biorąc pod uwagę to, do czego jest zdolny ten naród i co na wstępie tutaj już podkreślali... - zaśmiała się lekko i podrapała z tyłu głowy. - ... nie zdziwiłabym się, gdyby zaczęli łączyć nas w pary, na podstawie sympatii i na zaliczenie roku urządzili walki na śmierć i życie. Albo kazali poderznąć gardła rodzinie i przyjaciołom, do wyboru do koloru. Jeśli czytałeś Pieśń Lodu i Ognia, coś jak z Nieskalanymi...- dodała, przestając chichotać, choć na jej twarzy jeszcze przez chwilę gościł ciepły i niewinny uśmiech. Wbrew pozorom to nie była ekscytacja tą czy inną wizją, a strach; a radość całkiem nieźle zdawała się go kamuflować. Jeśli była w błędzie to i tak przewaga w sprawności nad resztą nigdy nie zaszkodzi, w to że pozwolą jej odejść po całym cyklu szkoleniowym, wątpiła. Samą przewagę rozpatrywała nie tylko fizycznie ale i mentalnie.
Bujna wyobraźnia wcale nie pomagała.
Jeśli Valerie miała jakąś ambicję, to było nią pozostanie przy życiu i odpłacenie pewnym ruskom pięknym za nadobne, gdyby któryś ostał się przy życiu. W przeciwnym wypadku... to zależy, co jeszcze poświęci, będąc tutaj. Gdzieś w tyle głowy tliło jej się powiedzenie, zemsta jest rozkoszą bogów. Póki co jednak pozostanie przy czymś prostszym, zabij lub zostań zabitą.
- Gomenasai...? Miałam na myśli specjalizację. Valerie, albo Lanius, w sumie obojętnie - rzekła i wyciągnęła rękę na przywitanie, w typowo europejskiej manierze.
Na pewno obojętne?
To skomplikowane i wolała nie mącić cudzej percepcji, bo jeszcze z brutali trafi do czubków.
- Karty zaczną odsłaniać się dopiero wtedy, gdy karzą nam kogoś zabić - odparła, bez jakiegokolwiek cienia radości w głosie. Na razie wszyscy skrywali się za fasadami, i wcale nie chodziło tutaj o świadomą grę, bo mówić o możliwości swobodnego ujebania innej osoby to jedno a wcielić to w życie... to spora różnica.
- Nie masz za co przepraszać, przecież to jest miejsce w miarę publiczne i niebawem zapewne będzie tutaj ciaśniej, tak że nawet palca nie wciśniesz - powiedziała, myląc pewne słówka na koniec, a raczej sądząc że ich brzmienie jest nieco bardziej neutralne.
- Kto wie, kto wie - odpowiedział i wzruszył ramionami - Główny problem polega na tym, że to my jesteśmy zdani na łaskę osób operujących tym wszystkim. Warto się zastanowić, kiedy na ich kaprysy chcemy się zgodzić, i potrójnie zastanowić, jeżeli chcemy na nie powiedzieć "nie".
Bohater mówił bez troski w głosie. Nie miał co się przejmować, póki tak naprawdę nic jeszcze nie było wiadome. Znaczy, Masamune miał powierzchowną wiedzę na temat działania Umbrelii od swoich rodziców, jednak mogło się okazać, że dla jego roku, wszystkie te informacje mógł wyrzucić do kosza. Nietrudno jednak wyjść z założenia, że w panujących na tej wyspie warunkach, za niesubordynację można zapłacić najwyższą cenę.
Zamknął lewe oko, gdy jasnowłosa mu się przedstawiła. Z imienia raczej nie japonka, co też można było wywnioskować po jej akcencie i trudnościami z językiem. Nie żeby to przeszkadzało bohaterowi. Uważał to nawet za dobre doświadczenie. I informację przydatną na kiedyś tam.
- To zależy - odpowiedział i otworzył z powrotem oko. Położył dłonie na swoich biodrach. - Jeżeli to zabójstwo miałoby być jakąś swoistą aktywnością grupową, to na pewno znajdą się tacy, którzy będą chcieli go dokonać bez pokazywania pełni swoich możliwości. Kolejne uroki tego miejsca.
Zaśmiał się krótko. Może mówił w tym wypadku o samym sobie?
- Ja osobiście nie mogę się doczekać, żeby się przekonać, jak to wszystko rzeczywiście będzie wyglądać. To będzie istna draka, jak życie w tej akademii będzie się mało różniło od normalnej szkoły. Tylko zamiast uczyć się biologii przez siekanie żab, uczysz się jak kogoś najlepiej ukatrupić przez...siekanie tego kogoś.
Przymrużył oczy, gdy spoglądał na Valerie. Jego ton również stał się nieco bardziej tajemniczy.
- Też mnie ciekawi, jak inni sobie z tym wszystkim poradzą. Znajdą się tacy, co nie są świadomi swojego daru i cały czas pytają, co do diaska tutaj robią. Mówić o zabijaniu nie jest trudno. Problemy pojawiają się, kiedy przechodzi się do praktyki. Szczególnie jak się wcześniej nigdy czegoś takiego nie robiło.
Nawet Masune, nawiązując do scenariusza wspomnianego przez jego rozmówczynię, nie mógł na sto procent powiedzieć, jakby wyglądała sytuacja, gdyby miał zabić własnych rodziców. Nawet jakby sami nie byli szkolonymi zabójcami, tylko szarymi Kowalskimi. Zapytany, pewnie i jasno odpowie, że nie byłoby problemu. Ale jakby już się za to naprawdę zabierał, to cholera wie, jak emocje i wspomnienia zaczęłyby mu pętać ręce i nogi.
Jego uśmiech nabrał bardziej łagodnego i beztroskiego wyglądu.
- To prawie jak z tymi wszystkimi Casanovami, co mówią o sobie jak o ekspertach w sprawach damsko-męskich, a poza mamą i siostrą innej dziewczyny nawet za rękę nie trzymali. - Nadał tematowi bardziej humorystyczny ton. - I czyżbym mówił tutaj o sobie? Nieeeeeeee~
Zachichotał. Na sprawę przeprosin wzruszył ramionami.
- Skoro Tobie to odpowiada, to nie ma co drążyć temat.
Wyszczerzył zęby w figlarnym uśmiechu i zamknął lewe oko.
- Choć miałabyś szansę wyegzekwować jakąś rekompensatę za zawracanie Ci gitary podczas ćwiczeń.
Próbował zasugerować jakąś wspólną aktywność, skoro i tak byli tu sami i chyba nie chcieli się jeszcze nawzajem pozabijać. Ale był też ciekaw reakcji Valerie. Znowu chcąc, dyskretnie, poznać jej sposób bycia.
|
|