Minęły 3 dni, od kiedy tutaj była. Trzy cholernie długie dni, które dla niej były niczym przebywanie w szpitalnym oddziale strzeżonym, gdzie ciągle miało się wrażenie, że jest się obserwowanym. Przekleństwo i tyle! Zaklęła pod nosem idąc na śniadanie do stołówki. Wzięła po trochu do posmakowania od tego co było i usiadła przy pierwszym lepszym stoliku. Czuła się okropnie ze świadomością, że zdana jest w sumie na samą siebie, nie znała tutaj nikogo, nie wiedziała też czego może się spodziewać. To jakaś komiczna akcja, pewnie za kilka dni wróci do domu, do normalności i dowie się, że ktoś sobie nieźle z niej zażartował. Ale...chcieli wojny, będą ją mieli. Chciała się obudzić, albo dowiedzieć że to durny żart babci, która postanowiła się zemścić za te wszystkie lata jej nieznośnego charakteru, za lata marudzenia o biologicznym ojcu. Ale na razie musiała dojść do tego, kto i czemu ją tutaj wrzucił. Musiała też ogarnąć co z telefonem się dzieje, bo cholera jasna, jakimś dziwnym trafem nigdzie ani do babci, ani do znajomych nie mogła się dodzwonić. Szlag! Jedno przynajmniej wiedziała...złodziejami to oni nie byli, bo wszystko co miała przy dupie, to miała i teraz. Cisnęła nieco może i za mocno na stolik tacę z jedzeniem i usiadła. Zaczęła grzebać widelcem bez apetytu w czymś przypominającym jajecznicę i zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie powinna spróbować jakoś pomówić z kimś i dowiedzieć się czegoś więcej.
Masashi w spokoju przeżuwał śniadanie. Nie było ono najlepszych lotów, jednak czego spodziewać się od miejsca odciętego od świata, do którego statki nie przybywają zbyt często. Mężczyzna pocieszał się faktem, że wciąż jeszcze ma swoje zapasy herbaty, którą popijał w spokoju wykorzystując dystrybutor z wrzącą wodą. W końcu będzie musiał wyjść z bezpiecznych murów Akademii, by obszukać tą wyspę, w nadziei na znalezienie dobrych lub chociaż powyżej przeciętnej źródeł herbaty. Pocieszał się jednak tym, że ten dzień nastąpi za co najmniej miesiąc. Opłacało się nosić parę pudełek tego deficytowego towaru ze sobą.
Popijając po cichu herbatę dostrzegł wyraźnie zdenerwowaną dziewczynę, siadającą przy jednym z pobliskich stolików. Normalnie może by ją zignorował lub po cichu obserwował, licząc, że pod wpływem emocji zrobi coś ciekawego, łamane na głupiego. Jednak poranna herbata zawsze dawała mu bardziej irracjonalną pewność siebie:
- W czymś pomóc? - powiedział neutralnym tonem głosu, nie spuszczając wzroku z nieznajomej.
- Em...w sumie to chyba nie...
Przyznała zakłopotana, zdając sobie sprawę z tego, że przecież mogła mu przeszkodzić w medytacji czy co tam robił w samotności.
- Jeśli przeszkodziłam w czymś to wybacz...to miejsce...zaczyna działać mi na nerwy. Nic wielkiego.
Wzruszyła ramionami a w myślach niemal się darła "tak, powiedz mi jak się cholera wydostać z tego pudła!".
- Herbata?
Zapytała zerkając zaciekawiona i aż uniosła brew, bo od tych kilku dni jak tutaj była za nic nie widziała by ktoś posiadał tutaj herbatę i to tak pięknie pachnąca.
- Jestem Sonia.
Przedstawiła się zaraz bo co jak co, ale nie będą przecież do siebie mówić na "hej Ty". No chyba, że jej rozmówca lubi takie podejście.
- W niczym nie przeszkodziłaś. - powiedział ze spokojem i kamiennym wyrazem twarzy - Rozumiem twoje przemyślenia dotyczące tego miejsca. Być może nawet je podzielam. Jednak radzę nauczyć ci się szybko innego podejścia. Im dłużej będziesz myślała o tym, jakie to miejsce jest złe i nie dobre, tym większa szansa, że skończysz edukację w worku na ciała.
Wzruszył ramionami, mówiąc tą chłodną prawdę, bez nawet jednego zająknięcia, kiwając głową w stronę swojego napoju:
- Tak to herbata. Czarna z Cejlonu. - powiedział pozbawiony emocji głosem podając swoją rękę - Jestem Masashi.
Po chwili na swojej kamiennej twarzy wymusił niewielki serdeczny uśmiech:
- Pewnie nie jesteś jedną z tych, co zapłaciło niemały pieniądz za możliwość uczęszczania do tej szkoły? Znajdując ogłoszenie na DarkNecie.
- Ty tak serio? Sądziłam, że to jakaś durna gadka...
Jęknęła z niedowierzaniem i zdecydowanie odłożyła widelec. Apetyt zniknął jak bańka mydlana.
- Skąd...od kiedy tutaj jestem nie widziałam by była na stołówce...
Przyznała zaskoczona przyglądając się z ciekawością swemu rozmówcy.
- Miło mi poznać Masashi. Jeśli chodzi o to miejsce...no nie bardzo. Nie dałabym nawet złamanego grosza za to miejsce. Zostałam zgarnięta trzy dni temu z imprezy.
Przyznała z westchnieniem i wskazała miejsce przy stoliku.
- Jeśli chcesz...nie gryzę. Co to w ogóle za miejsce? Znaczy...wiem że to szkoła...ale po diabła ktoś porywał mnie tylko po to by tutaj zamknąć? Do tego bezczelne groźby o chipach i śmierci w razie próby ucieczki...
Uniosła brew zerkając na niego z ciekawością, może on coś więcej jej powie? Może dowie się czegoś więcej.
- Czy wyglądam na osobę, która żartowałaby z takich rzeczy?
Zaśmiał się lekko, po czym poprawił swoje okulary:
- Wziąłem ze sobą na tą wyspę. Miałem okazję się spakować, zanim tu trafiłem...
Piętnaście minut, będąc cały czas na muszce paru bandziorów. Jednak lepsze to niż przybycie do Akademii z niczym. Przynajmniej za tą niewielką "dobroduszność" mógłby kiedyś podziękować ojcu:
- Na serio, nikt ci jeszcze nie powiedział, co to za miejsce?
Powiedział z lekkim oburzeniem i niedowierzaniem, po czym westchnął głęboko, podnosząc się z miejsca ze swoją filiżanką:
- Akademia Umbrela. Szkoła, w której zrobią z ciebie bezwzględnego i posłusznego ich woli zabójcę. Lub umrzesz. Podczas nauki albo na tej wyspie. Powiedziałbym, że ze starości, jednak szczerze w to wątpię.
Wzruszył obojętnie ramionami, siadając na wskazanym miejscu, popijając łyk herbaty z filiżanki. Po chwili odłożył naczynie na bok i popatrzył obojętnym wzrokiem na dziewczynę. Możliwe, że marnował czas rozmawiając z osobą, która nie dożyje chociaż kilka miesięcy. Jednak może jego intuicja się myliła i będzie w stanie przeżyć znacznie dłużej. A może tylko udaje niewiniątko, by uśpić jego czujność? Skoro już podjął trud rozmowy, to może ją kontynuować. I tak nie ma nic innego roboty:
- Jeśli nie zapłaciłaś lub nie szukałaś dojścia do tego miejsca, to albo ktoś z władz szkoły zauważył w tobie potencjał do zostania zabójczynią. Albo... znasz kogoś, kto ma moc, by cię tam wysłać.
- Jak mnie tutaj ściągnęli to i owszem, jakiś gościu powiedział że nie mam próbować uciekać bo zginę i tyle. Potem jakaś laska z dziwnym akcentem wspomniała coś o tej budzie...
Westchnęła pod nosem i potarła dłońmi twarz.
- Jestem tutaj od trzech dni, trzech i prócz tamtego faceta i tej laski z wieczoru jak tutaj trafiłam nie miałam okazji się dowiedzieć...
Wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok gdzieś za swego rozmówcę. Następny, który mówił o zostaniu bezwzględnym zabójcą, dobre sobie. Ona i zabójca? Raczej nie!
- Żaden ze mnie zabójca...a co do znanych osób wątpię. W szkole byłam kujonem, zdałam z wyróżnieniem, a tam sami sknery, co to wątpię by mieli popędy zabójcy. Babcia...jedyna osoba która wychowała mnie po śmierci matki, odpada...Kumpli nie miałam też żadnych z takimi...zdolnościami...przeważnie w moim wieku, może trochę starsi...w klubach też nie widziałam nikogo takiego. Więc to jakaś pomyłka, ale nie mam kogo o to ruszyć bo nikogo nie ma.
Parsknęła pod nosem. O ojcu nie wspomniała bo i po co? Nie znała go, nie wiedziała kim był...przepadł jak kamień w wodę jak dowiedział się o ciąży i tyle. Więc jakoś nie przekonywało ją to, że mogłaby tutaj trafić od tak, bo kogoś zna, czy może komuś wpadła w oko bo ktoś uznał, że ma rysy mordercy. Co to, to nie. Nie chciała nawet w to wierzyć.
- Tak czy inaczej, skoro nie mam drogi wyjścia pozostaje się podporządkować i jakoś sobie poradzić w tym wszystkim.
- Akademia nie zsyła tu nikogo bez przyczyny. Więc to doprawdy dziwne, że "zaprosili" tu na pozór zwyczajną szarą uczennice. Bez urazy.
Poprawił ponownie swoje okulary, po czym z lekkim zamyśleniem wyciągnął z kieszeni torebkę herbaty, kładąc ją nad stołem serdecznym gestem dłoni:
- Jeśli masz ochotę, weź jeden z kubków i przy użyciu dystrybutora z wrzącą wodą, nalej sobie trochę herbaty.
Normalnie, sam by wstał i jej nalał, jednak kto wie, czy ktoś nie dosypałby mu w tym czasie trucizny:
- Skoro tak szybko zaakceptowałaś swoją nową pozycję, to jesteś bardziej silna psychicznie, niż większość osób na twoim miejscu, które próbowałyby desperackiej próby ucieczki.
Może jest dla ciebie jakaś nadzieja. Dokończył w myślach Masashi,
- Tylko nie uczennica...już dawno skończyłam szkołę...znaczy...nie ważne.
Wywróciła oczyma i odsunęła nieco od siebie tacę, jakoś strata apetytu nie była taka zła.
- No w sumie to...nie do końca jestem taka...szara i zwyczajna...
Nieco zmieszana przeniosła wzrok na twarz chłopaka.
- Początkowo sądziłam, że to zemsta mojej babki, ale...nie nie ona, ona nie byłaby do tego zdolna, zawsze bredziła że nie mogę być taka jak Ci brutale na ulicach...wiesz, dość narobiłam jej kłopotów za dzieciaka. A jak się już ustatkowałam jak to ujęła to trafiłam tutaj.
Parsknęła pod nosem śmiechem kręcąc głowa. Dobre sobie, nie ma co...gdyby tylko babcia wiedziała czego tutaj będzie się uczyć to by dopiero zrobiła oczy.
- Nie powiedziałabym, w pierwszych godzinach pobytu tutaj szukałam wyjścia jak wypuszczony na ulice byczek, brnąć przed siebie byle do celu. Gdyby nie pewna dziewczyna z dziwnym akcentem pewnie gnałabym dalej na oślep...
Wzruszyła ramionami przyjmując herbatę z wdzięcznością.
- Dzięki. Jestem Twoją dłużniczką. Zostawię sobie na później. Szkoda by było zużyć już teraz a potem żałować że się wypiło.
Przyznała z uśmiechem na ustach i delikatnie nieświadomie nawet zagryzła dolną wargę przechylając lekko głowę w bok.
- A Ty...wspomniałeś, że jesteś tutaj z własnej woli...jak to? Sam dobrowolnie tutaj dołączyłeś?
Zapytała chcąc dowiedzieć się jeszcze więcej.
- Oczywiście, że nie jesteś szara. Tak jak wspominałem, ludzie odpowiedzialni za rekrutacje nie popełniają błędów. Jedyny sposób, by ktoś "zwyczajny" znalazł się tu na tej wyspie, to dosłownie na własne życzenie. A więc jeśli nie znasz nikogo, kto mógłby mieć wpływy, by udzielić ci "rekomendacji", musiałaś mniej lub bardziej świadomie zrobić coś, co przykuło ich uwagę. Innej opcji nie ma...
Lekko wzruszył ramionami, zastanawiając się, co to mogłoby być. Jednak poza jej niepozornym wyglądem i faktem, że nazywała się kujonką, nie widział nic co mogło zainteresować Akademie. Chyba, że po prostu szukali chodzącego worka treningowego, dla innych studentów.
- Co masz na myśli mówiąc "dziewczyna z dziwnym akcentem"? Zdecydowanie większość osób ma tu dziwny akcent, dla osoby posługującym się angielskim na co dzień, dlatego nie jest to nic nadzwyczajnego. Skąd tak w ogóle pochodzisz?
Co prawda, Masashi domyślał się po imieniu, że pochodzi najprawdopodobniej z jakiegoś anglojęzycznego kraju. Jednak zapytać nie zaszkodzi...
Reakcja Sonii na mały prezent, mimo iż przewidywalna, była poniekąd zaskakująca. Spodziewał się drobnej wdzięczności, ale również, że będzie chciała z niego od razu skorzystać. Może jednak nie była na tyle naiwna, by korzystać bezmyślnie z jakichkolwiek prezentów w szkole pełnych trucicieli:
- Jeśli chcesz mi się odwdzięczyć. - powiedział z ogromną powagą w głosie - Jeśli znajdziesz kogoś na tej wyspie, kto będzie sprzedawał tej samej lub zbliżonej jakości herbaty, daj mi znać.
Wziął głębokiego łyka herbaty, po czym skrzywił się lekko słysząc ostatnie pytanie:
- Nie jestem tu z własnej woli. Ale też nikt nie zapłacił złamanego grosza, by mnie tu umieścić...
Po chwili wziął kolejnego dużego łyka herbaty, chcąc zyskać czasu do namysłu, przed kolejną odpowiedzią.
- Wszystko możliwe, nie mówię, że aniołkiem byłam bo bym skłamała...ale szczerze nie wiem co takiego mogli we mnie zobaczyć.
Wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na Masashi i uśmiechnęła się lekko do niego.
- Em...taka z tatuażami, Meksykanka? Chyba tak, nie jestem sobie pewna. Zresztą mniejsza, tutaj jest tyle osób, że mogę się nawet mylić jeśli chodzi o akcent tej dziewczyny.
Cóż, Sonia była inna, można powiedzieć, że nie pasowała do otoczenia. Miała w sobie to coś, ale tylko wówczas gdy była wytrącona z równowagi czy gdy miała w czymś konkretny cel. Tak po prostu była sobą.
- Jasne, jeśli tylko kogoś takiego poznam, czy się o kim dowiem czemu nie.
Obiecała i już wiedziała co ma robić, musiała postarać się dowiedzieć o kimś kto handluje herbatą. W końcu ona sama będzie jej potrzebować. Może nie teraz, nie już ale za jakiś czas...gdy w końcu najdzie ją ochota.
- Ogólnie u mnie to dość...pokręcone. Moja matka poznała tutaj tajemniczego gościa, znaczy się w Japonii. Zabawili się, ona zaciążyła. Jak opowiadała mi babcia, mój ojciec stwierdził, że jest tylko przejazdem w interesach. Utrzymywali kontakt ze sobą, gdy matka powiadomiła go o ciąży zamilkł, zniknął bez słowa. Matka wyjechała do Stanów, tam się urodziłam i mieszkałam do 8 lat. Pytałam matkę, o ojca ale nie mówiła prawdy, kłamała że zginął w wypadku, jednak w domu nie było ani jednego jego zdjęcia, żadnego listu nic. Tamtego dnia...posprzeczałam się z nią, uciekłam to ona wybiegła za mną i zginęła pod kołami samochodu. Z mojej winy. Potem moja babcia zabrała mnie tutaj przejmując opiekę. Ogólnie staruszka ostro pokręcona.
Przyznała i nieco zakłopota zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Wybacz...rozgadałam się...skoro twierdzisz, że nie jesteś tutaj dobrowolnie, nie zostałeś porwany to nie rozumiem...co tutaj robisz?
Zapytała unosząc zaciekawiona brew. Nie był z własnej woli, nikt go nie porwał...więc? Jak tutaj trafił?
- Wybacz, po prostu chcę zrozumieć, dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu, ludziach tutaj mieszkających...w ogóle, macie tutaj bibliotekę? Są może tutaj jakieś...em...spisy absolwentów czy coś?
Zapytała zaciekawiona bo jeśli jej myśli byłyby słuszne...jeśli jej podejrzenia są prawdziwe, może jej ojciec...chociaż...nie, to raczej nie...chyba by tego jej nie zrobił?! Odgoniła myśli od siebie a jej mina na tą chwilę "wyłączenia" się z obecności wyglądała jakby właśnie poskładała kilka rzeczy do kupy.
- Mogła to być nawet drobna błahostka. Niewielki konflikt lub bójka, z którego wyszłaś ogromną ręką. Przy pomocy pięści lub słowa. Bycie wyraźnie wyróżniającym się uczniem z chemii. Nawet ukazanie żaru lub silnej woli, niekoniecznie w sytuacji ekstremalnej, może być wystarczający, do przykucia ich uwagi. Być może będziesz miała okazję zapytać kiedyś osobę odpowiedzialną za rekrutację.
Jeśli się w czymś sprawdzisz.
Słysząc opis kobiety z dziwnym akcentem, Masashi lekko wzruszył ramionami:
- Nie znam jej. Jednak, kiedy ten cyrk się zacznie, być może nie raz ją zobaczysz.
Jednak na pewno ta drobna informacja nie umknie uwadze Japończyka. Nie wiadomo, kiedy może się mu przydać:
- Kondolencje z powodu śmierci matki.
Powiedział poważnym głosem, z lekką skruchą, starając się ukryć, że nie czuje emocji, które miałby go pchnąć do złożenia kondolencji. Sam przecież nigdy nie zamienił ze swoją matką żadnego słowa będąc całkowicie wychowywany przez ojca. Dlatego rozumienie miłości pomiędzy matką, a dzieckiem znał tylko z książek o psychologii.
- Być może w tej historii jest coś, co przykuło ich uwagę. - wziął głęboki łyk herbaty, po czym kontynuował - Widzę wręcz nawet dwie możliwości. Pierwsza, w młodym wieku doprowadziłaś do śmierci bliskiej ci osoby. To mogło mieć dla nich znikome znaczenie. Ważniejsze jest jednak to, jak ta tragedia na ciebie wpłynęła. Jeśli... sprawiałaś dalej problemy babci i pomimo tego faktu stałaś się prymuską oraz patrząc na to jak ze mną rozmawiasz nie jesteś zamknięta w sobie. Taka... stalowa psychika, jest czymś co mogli uznać za cechę dobrego zabójcy. A druga...
Dramatycznie przerwał odkładając już pustą filiżankę.
- Być może twoje obawy były prawdziwe i twój ojciec faktycznie żyje. Skoro nie masz nawet pojęcia, kim on jest, mógłby równie dobrze być jednym z nauczycieli w tej szkole. Lub mieć odpowiednie wpływy by cię tu uwięzić.
Słysząc ponownie pytanie o tym, jak tu trafił westchnął głęboko, z lekką niechęcią mówiąc:
- Powiedzmy, że wiem, jak przywożeni są ci, którzy zsyłani są tu przez kogoś "za karę". Stąd mam niemal stu procentową pewność, że nie jesteś tu z powodu kary nadanej przez twoją babkę. A jeśli chodzi o bibliotekę... znajdziesz ją na drugim piętrze. Nie wiem, czy jest tam coś takiego, jak spis absolwentów, bo szczerze za tym się nie rozglądałem. Jednak pewnie coś takiego znajdziesz.
- No to wszystko jasne...
Mruknęła pod nosem wściekła, bo co jak co, ale nie sądziła że trafi tutaj za bójki, czy może przez to, że jej ojciec może być tutejszym wykładowcą. Dobre sobie. Jeszcze by tego brakowało. Gdyby się dowiedziała, na pewno nie zostawiłaby tego od tak. Miała tysiące pytań, a tyle samo myśli krążyło po jej głowie.
- Szczerze...lepiej nie. Nie wiem, obawiam się że to co mogę usłyszeć może być...dość...drażniące, a ja bywam wówczas dość...nieobliczalna...
Przyznała nieco rumieniąc się po uszy. Uzyskane wiadomości idealnie! Pozostała jeszcze kwestia tego, co padło chwilę potem...trafienie za bójki, ucieczki, pyskówki etc...jeszcze by jakoś przetrawiła, ale że niby ojciec...przez myśl jej to tylko przeszło, nie chciała nawet o tym myśleć. Ale jeśli ona tak myślała, a Masashi to potwierdził, że i owszem może to być i powód, poczuła jak cały posiłek podchodzi jej do gardła.
- Lepiej by to były tylko domysły i to błędne.
Przyznała, czując jak krew odchodzi jej z twarzy. No kuźwa jeszcze brakuje by nagle pojawił się w Akademii jej "kochający tatuś". Jeśli to z jego powodu tutaj była...już widziała jak mści się, już widziała jak niszczy mu życie...gdyby tylko wiedziała, że to wszystko to tylko czcze pragnienia. W końcu jeśli było to prawdą, jej ojciec byłby zabójcą i to zawodowcem w swoim fachu. Pierdolony Mistrz!
- Co do matki...mało ją pamiętam, miałam osiem lat jak zginęła.
Wzruszyła ramionami. Dla niej nie było tematu. Bardziej martwiła się o babcię.
- Rozumiem...
Tyle jej wystarczyło by zrozumieć, że nie został porwany, zesłanie za karę...cóż, widać i tacy tutaj byli, ale co on mógł takiego zrobić? Nie, na razie nie chciała wnikać w to. Będzie czas, będzie okazja wypytać.
- Świetnie. Dzięki.
Oj na pewno zwiedzi bibliotekę i to jak najszybciej! Może coś uda się jej znaleźć. Nigdy nie wiadomo!
- Wybacz za zawalenie pytaniami, ale nie znam tutaj nikogo z kim mogłabym na spokojnie pogadać.
Przyznała z niewinnym uśmiechem na ustach.
- Jeśli powiedziałem o parę słów za dużo to przepraszam. Czasami trudno jest zrozumieć uczucia innych.
Podniósł lekko głowę, po czym z wyraźnym zaciekawieniem zapytał:
- Czyli wolałabyś nie poznać nigdy odpowiedzi na pytanie, czemu się to znajdujesz, niż skonfortować się z człowiekiem, który być może cię tu wrzucił?
Oparł się lekko na krześle, zastanawiając się, nad kolejnym słowem:
- Domysły czy nie, wciąż mogą być prawdziwe. To prawie tak jak z kotem Schrödingera. Każdy z domysłów, może być jednocześnie fałszywy lub prawdziwy. Dopóki się ich nie obali lub potwierdzi.
Lekko wzruszył ramionami, po czym popatrzył uważnie na dziewczynę:
- Cieszę się również, że mogę z kimś spokojnie pogadać. Jednak za niedługo może się to zmienić. Akademia łatwo zrobi z niewinnych ludzi morderców, a spokojnych ludzi psychopatów. To tylko kwestia czasu.
Poprawił lekko okulary, będąc szczerze zaciekawiony, jak ta transformacja będzie wyglądać na Sonii. Był ciekaw, kiedy ta z pozoru niewinna ptaszyna zabije bezpośrednio pierwszą osobę. Ponieważ pośrednio, już ma kogoś na sumieniu.
- Nie no spoko jest ok. To wszystko jest dla mnie nowe, wolę popytać, dowiedzieć się więcej i dojść po nitce do kłębka niż siedzieć i czekać na nie wiadomo co. Dzięki Twoim informacjom, wiem już co powinnam zrobić. A czego nie. W sumie...to wszystko jest jakieś popierdolone do maksimum.
Westchnęła pod nosem.
- Chciałabym, ale obawiam się odpowiedzi...a co jeśli faktycznie okaże się, że jeden z tych całych "szefów" jest moim ojcem? Albo wykładowca...przecież ja tu życia nie będę miała to raz, dwa nie będę umiała normalnie z nim rozmawiać. Matka mnie okłamywała od urodzenia, ojciec zostawił w diabły nie odzywał się a teraz...nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Gdyby okazało się to prawdą, pierwsze co by dostał to w mordę za te wszystkie lata.
Stwierdziła bez ogródek. A potem...potem nie wiedziała co by zrobiła. Na pewno nie byłoby to nic w stylu "no zajebiście, mam ojca"...nie, zdecydowanie nie. Sonia była inna i to bardzo...inna.
- Czasem niewiedza potrafi być wybawieniem. Brak odpowiedzi na nurtujące pytania jest lepsza, niż odpowiedź, która może nas nie zadowolić.
- Bez obaw, mnie się bardziej popsuć nie da. No chyba że tak na amen...
Przyznała z powagą na twarzy. Bo co jak co, miała swoje za uszami i nie kryła tego, ale nie martwiła się o to, nie znała tutaj nikogo, nie miała nikogo na kim mogłaby polegać, do kogo mogłaby wracać, o kogo się martwić. Żyła dla siebie, trwała dla siebie...co jej pozostało? A tak, babka...
- Tak swoją drogą...wiesz może co się dzieje w chwili, gdy nagle znikasz? W końcu zostawiłam babcię...chyba nic jej nie zrobią co?
Zapytała zerkając na niego uważnie. W końcu wszystko, wszystkim ale nie chciała by babci się coś stało. To jej jedyna rodzina na tą chwilę i w ogóle...ona poświęciła jej swoje lata i dała wykształcenie, dach nad głową, ona znosiła jej zachcianki, marudzenia, pyskówki, ona odbierała ją z komendy gdy złapana została na paleniu i piciu w miejscu publicznym, ona płaszczyła się przed sędziami by łagodzili jej kary. O tak, tak...Sońka miała swoje za uszami.
- To popierdolenie do maksimum będzie twoją rzeczywistością przez najbliższych kilka lat. - wzruszył lekko ramionami po czym dodał - Znajdziesz na tej wyspie trzy typy nowo przybyłych. Ci, którzy tak jak ty, uważają, że to co jest na tej wyspie jest chore, jak również ci wychowani, w podobnym środowisku lub znacznie bardziej krwawym, dla których jest to raj na Ziemi lub cywilizowane miejsce. Są też ci, którzy będą w stanie sprawiać wrażenie, że bawią się wspaniale, ale tak naprawdę cierpią wewnątrz katusze. Oraz ich kompletne przeciwieństwo, ci którzy udają jak bardzo nienawidzą tego miejsca, a w rzeczywistości będą je uwielbiać..
Złapał filiżankę, jakby chciał się z niej napić, po chwili odkładając ją, spostrzegając że jest pusta:
- Na to pytanie będziesz musiała odpowiedzieć sobie sama. Skomplikowane relacje rodzinne, nigdy nie były moją mocną stroną.
Za dużo emocji. Tych nieprzewidywalnych i tych których nigdy nie poznał. Nie wspominając, że sam spojrzałby inaczej na Sonie, gdyby dowiedział się, że jeden z wykładowców jest jej ojcem. Pewnie nawet mógłby okazać się tym, który go zaogni aniżeli rozwiąże.
- Pamiętaj jednak strach, że przed poznaniem prawdy, bywa zabójczy. Może nawet bardziej niż ktokolwiek na tej wyspie.
Popatrzył z lekkim zaciekawieniem na dziewczynę, gdy wspomniała o babci:
- Jeśli faktycznie, jest nikim, kto miałby wpływ na rekrutacje do Akademii. Jej życie jest w teorii bezpieczne, tak długo, jak uznaje cię za martwą. Oraz nie wie o jej istnieniu.
Oczywiście, Masashi nie powiedział całej prawdy. Doskonale wiedział, że takie słabości, jak przywiązanie do kogoś, to idealna rzecz, wywołująca posłuszeństwo. Z której nie raz korzystał, będąc poza murami tej szkoły. Tym samym życie pozornie mało znaczącej dla świata babci Sonii, może być zależne od poczynań dziewczyny na tej wyspie. Pytanie tylko brzmi, czy szkoła po nią sięgnie? Oraz w jaki sposób.
- Masakra...coś mi się zdaje, że wczoraj taką poznałam...ta co Ci mówiłam była...hm...podjarana świadomością, że tutaj jest. W ogóle tak jakoś...dziwnie. Wiesz, coś jakby dzieciak dostał ogromnego lizaka przed śniadaniem, albo lepiej. Jakby zamiast śniadania dostał stos czekolady. Przerażające.
Mruknęła zdając sobie sprawę, że przecież jeśli trafi na psychopatę to ten, gotów będzie ją zabić i to po to tylko by dobrze się bawić, bo niechcący go trąci.
- W sumie...
Machnęła lekko dłonią obojętnie i spojrzała na Masashi.
- Czyli jeśli udałoby mi się uciec, czy skontaktować z nią w nie ważny jaki sposób to naraziłabym ją na niebezpieczeństwo...ale to też ma dwa drugie dno.
Westchnęła pod nosem zdając sobie sprawę, że jeśli co do ojca to prawda to jest gorzej niż sądziła. A jeśli to nie jego ręka przyczyniła się do jej ściągnięcia tutaj to było jeszcze gorzej bo jej babcia była w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie była głupią szarą gęsią i domyśliła się co by się stało. Rozejrzała się dookoła czy jakby nigdy nic przyciszając głos.
- Jeśli to nie zasługa powiedzmy...ojca, to tak czy inaczej będzie ona w niebezpieczeństwie. Jeśli spróbuję zwiać, narażę ją...jeśli się nie podporządkuję...wyjdzie na jedno. Tak czy inaczej jeśli wiedzą o niej, a podejrzewam że wiedzą, skoro znali mój aktualny adres pobytu gdzie imprezowałam...to równie dobrze znają miejsce pobytu babci. Jest jedyną moją krewniaczką...szlag...
Mruknęła pod nosem. No i wszystko stało się jasne, musiała się podporządkować by nie narazić rodziny na niebezpieczeństwo.
- To nie pierwsza i nie zarazem ostatnia dziwna osoba jaką spotkasz. A jeśli wykryją w tobie owce...
Mężczyzna wzruszył lekko ramionami, po czym dodał:
- Twoje życie tu nie będzie wtedy najłatwiejsze.
Stuknął parę razy palcami, o blat stołu, po czym uśmiechnął się lekko słysząc rozumowania dziewczyny:
- Widzę, że nie posiadasz tylko mądrość szkolną, ale również życiową. Tak, twoja więź z babcią, może w każdej chwili zostać wykorzystana przeciwko tobie. A ty nie będziesz mogła dosłownie nic z tym zrobić. Mogą ci powiedzieć, że ją zabiją, a ty nawet nie będziesz mogła ją ostrzec. Może nawet zmuszą cię do oglądania jej egzekucji. Albo ewentualnych tortur.
Poprawił swoją marynarkę, po czym dodał:
- Dlatego lepiej dla ciebie, by to jednak twój ojciec był tym, który cię tu sprowadził. By woleli w razie nie posłuszeństwa zgładzić go, a nie twoją babcie. Lub miał moc sprawczą na zewnątrz na tyle, by ją ochronić.
- Jednym słowem muszę być taka jaką nie miałam być...co za zbieg okoliczności...tyle czasu człowiek się stara poprawić a teraz...wszystko diabli biorą. Świetnie...
Parsknęła pod nosem czując, że wszelkie starania wyjścia na prostą właśnie runęły z wielkim hukiem. Trudno, stało się i się nie odstanie. Teraz musiała zacząć tańczyć tak jak jej zagrają, do czasu aż będzie na tyle silna, by z pewnością stanąć twarzą w twarz ze wszystkim i wszystkimi.
- Co do mocy sprawczej wątpię, to matka mojej matki. Wątpię by miał powód by ją chronić. Ale masz rację...muszę dowiedzieć się na czym stoję. Obecnie wiem tyle co nic. Czas to zmienić.
Westchnęła pod nosem mając świadomość, że przecież wszystko się zmieni, wszystko co znała przestanie mieć znaczenie. Już przestawało. Musiała się dostosować, stać się kimś kim nie była, kimś kim miała stać się jeszcze kilka lat temu, ale dzięki babci się nią nie stała. Teraz widać wszystko wraca jakby na tor prowadzący ku nowemu życiu. Co nie zmienia faktu, że nie miała zamiaru się podporządkować we wszystkim i każdemu. Miała swoje cele i miała zamiar je ziścić.
- No cóż, przynajmniej masz co robić podczas tego miesiąca.
Popatrzył z lekkim uśmiechem wyciągając swój telefon
- Podam ci teraz swój numer telefonu. Jakbyś znalazła jakąś herbatę. I chciała obiektywnej opinii na temat twoich relacji z ojcem.
Po kilku sekundach Japończyk zaczął czytać swój numer telefonu, nie patrząc ani trochę na dziewczynę, tak jakby nie przejmował się zbytnio, czy dziewczyna będzie w stanie go zapisać.
Gdy skończył, schował telefon, poprawił swoją marynarkę, po czym wstał od stołu mówiąc:
- Jeśli twój ojciec posiada do ciebie silne uczucie zwane "miłością", będzie w stanie dla ciebie obronić babcie niezależnie od tego, co tu zrobisz. Jednak w tym brutalnym fachu, emocje szybko umierają.
Po tych słowach Masashi obrócił się od swojej rozmówczyni, zmierzając w kierunku wyjścia
To i tak tylko kwestia czasu, aż zanikną twoje. Będzie to interesujący spektakl do obserwowania. Oraz żywy eksperyment dla mnie, czego można spodziewać się od władz tej szkoły.
Uśmiechnął się złowieszczo, poprawiając swoje okulary, opuszczając pomieszczenie znacznie pewniejszym krokiem.
z/t
- Jasne. Dzięki.
Wyciągnęła zaraz też swój telefon, pospiesznie wystukała numer. Nie miała problemu z zapamiętywaniem, z tym było u niej bardzo dobrze. Zaraz potem puściła "cynka".
- To mój, w razie gdybyś nudził się i chciał z kimś wypić herbatę, nawet w milczeniu.
Dodała z lekkim uśmiechem.
- Mój ojciec...o ile w ogóle go odnajdę i o ile moje podejrzenia są słuszne. Poza tym...co do tej całej miłości...wątpię by w ogóle coś czuł skoro mnie nie zna. No ale...czas pokaże.
Wzruszyła ramionami spoglądając jak odchodzi. Ona sama jakoś nie była pewna tego, co przyniesie jutro. Nie znała tego miejsca, dopiero zaczynała je poznawać a świadomość, że miała spędzić tutaj czas nie bardzo ją pocieszał mając ciągle na uwadze własną babcię o którą martwiła się równie mocno, co o to co u diabła tutaj robiła i jakim prawem tutaj trafiła. Musiała dojść do tego czym prędzej by wiedzieć jak się bronić, by wiedzieć jak reagować. Wszystko zależało od tego jak to ugryzie, z której strony i z jaką siłą. Ostatecznie dojadła swoją porcję i zgarnęła swój tyłek by w końcu wrócić do przydzielonego pokoju. Czas było na kolejne kroki.
zt.
|
|