Pomieszkiwanie z młodszym od siebie o prawie połowę chłopakiem w pokoju akademickim potrafiło przyprawić o niemały ból głowy. Często napadające go migreny dodatkowo potęgowała irytująca obecność chłopaczka o blond włosach. Oczywiście nie zawsze, ale jednak Ryozo wciąż mimo wielkich starań nie był w stanie w stu procentach przekonać się do młodego. Między nimi była jakaś nić porozumienia, ale mimo wszystko nadal miał czasami wrażenie, że mimo różnicy wieku nie byli w stanie się dogadać.
"Serio chcesz z nami iść?"
Nie był w stanie uwierzyć w to, jak młody stawiał się, żeby pójść napić się ze starszymi. Nawet go to przez moment rozbawiło i chciał powiedzieć, że nieletnim nie wolno pić alkoholu, po czym szybko przypominał sobie, w jakim wieku wszyscy trafiali do akademii.
Spojrzał tylko na Hasegawę porozumiewawczo i kiwnął głową. Skoro i tak tkwić mieli tu możliwe, że do usranej śmierci, to mogli już się jakoś bliżej poznać. Wyglądało na to, że była to najlepsza pora.
— Wybierzcie co chcecie. Na pusty żołądek nie opłaca się pić — machnął ręką na otwartą kartę menu opierając się lekko o blat. Samemu przeskanował szybko krótką kartę, decydując się na smażony ryż z kurczakiem i warzywami.
— Poprosimy sake? Czy chcecie po butelce piwa? — spytał wpatrując się najpierw w jednego, a potem w drugiego, oczekując szybkiej odpowiedzi. Osobiście pewnie wybrałby wino, ale spotykając się z innymi, gdzie nawet nie mógł pocieszyć się taką ilością pieniędzy co kiedyś, wolał wybrać mniejsze zło. No, nie takie mniejsze, kiedy potrafi Cię zdecydowanie szybciej poskładać.
— Chyba nie spodziewałem się, że będziesz chciał naprawdę się z nami napić. Nie za starzy dla Ciebie jesteśmy? — spróbował zażartować uśmiechając się przy tym lekko. Trzeba mu było przyznać, próbował nie nienawidzić purchląt. Arsene potrafił czasami był naprawdę dziecinny, ale szło przymknąć na to oko. Przeniósł na moment kobaltowe ślepia na Hasegawę klepiąc go lekko po ramieniu.
— Nie pamiętam kiedy ostatnio piliśmy w towarzystwie. Po zakończeniu współpracy? Chociaż nie... chyba na tamtej imprezie co mieliśmy się wszyscy przebrać...
Sama budka wyglądała dosyć zwyczajnie. Wszystko na wyspie wyglądało tu zwyczajnie, akademia także. Jedynie przedmioty i apele i teatrzyki są troszeczkę inne. „Wybierzcie?” Albo się rządził (w sumie jak zwykle), albo wyglądało na to, że Ryozo będzie stawiał! Oby to drugie. Pożałuje tego, oj pożałuje, hehe. Przejrzałem szybko wzrokiem listę potraw. – Kurczak w cieście. I do tego to samo co on, ale z ostrym sosem. – wskazałem na Ryozo. Może na takiego nie wyglądałem, ale potrafiłem dużo zjeść, jeśli sytuacja na to pozwalała. A to nawet nie był koniec! Na oku miałem jeszcze jedno danie, ale to raczej zostawię sobie na potem – w zależności jak długo będziemy tu siedzieć.
Jedzenie mieliśmy z głowy, więc teraz czas na ekhem, deser. – Sake? – rzuciłem niepewnie, lekko zdezorientowany. Ach, no tak, jesteśmy w innym kraju, dalej do tego nie przywykłem. Ciekawe czy mają alkohol z różnych zakątków świata, żeby wszystkim dogodzić. Na wyspie znaczy się, w tej budce nie było przecież ogro… Ehm, czy ja przypadkiem powiedziałem, że chcę sake? Nie o to mi chodziło! – Czekaj, stop, nie! Piwo, dla mnie piwo będzie okej. – Nie miałem na razie ochoty brać trunków, których nigdy nie próbowałem, więc sake odpadało. No, na razie, zobaczymy jak to się rozkręci.
Wzruszyłem ramionami, nie spuszczając wzroku z menu. – Albo wy, albo jakiś wariat, który będzie mi chciał wbić nóż w plecy. Poza tym to prędzej ja jestem za młody, niż wy za starzy. – rzuciłem żartem, chociaż miało to w sobie jakieś ziarenko prawdy. Nie wszyscy na wyspie… Jakby to łagodnie ująć… O, mam. Oby akademia miała dobrze opłaconych psychologów, przydadzą się. Co prawda Ryozo mógł być jednocześnie i starym i wariatem, ale w to wątpiłem. Gdyby chciałby coś mi zrobić, już dawno by mnie ciachnął za te wszystkie różne akcje, którymi go wkurzam. Zwłaszcza za sytuację z szafką. Przysięgam, to nie była moja wina!
Co do jego kolegi Ju… Je… Dalej nie byłem w stanie sobie przypomnieć. Dobra, tymczasowo jesteś Burek. Co do Burka to w sumie nie wiedziałem. Z tą blizną wyglądał nawet groźnie, jakby jego ulubionym świętem było halloween, bo wtedy może straszyć dzieci aż do łez i śmiać im się w twarz. Ale skoro kumplował się z Hideo, to raczej nic nie zrobi jego współlokatorowi. ALE CO JEŚLI BĘDĄ CHCIELI MIESZKAĆ RAZEM W JEDNYM POKOJU? Muszę zacząć się zachowywać, żeby Hideo nie chciał mnie wymienić… – Ile macie na karku, ze trzydzieści? – przecież dziesięć lat to nie aż taka duża różnica. No dobra, to różnica, gdy jedna z osób ma 9 lat. Może tak właśnie mnie traktowali? Jak dziewięciolatka? W takim razie cała akademia to dla nich jakieś przedszkole.
Współpraca? Impreza? – To wy się znacie? Sprzed, no, „tego”? – Nie wiedziałem nawet, że to możliwe, ale faktycznie, to mogłoby mieć sens. Ja zostałem porwany, więc szansa, że kogoś tu znałem, jest wręcz zerowa. Ale inni podostawali się chociażby przez znajomości, a że ciągnie swój do swego… Czemu dwójka starych pryków chciała się tu dostać? Kto wie. Może chcą zostać nauczycielami, ale coś im nie wyszło, albo to ich jakiś okres próbny.
Z rosnącym niedowierzaniem obserwował idące u boku komendanta młode, które Hideo prowadził tu jak dumna lwica. Na szczęście, mimo kotłujących się w kundlim łbie myśli, jego ponury pysk pozostał jak zwykle bez większego wyrazu. Trudno więc było poznać czy ten niespodziewany pomysł przypadł mu do gustu czy też nie. Choć wzrok w blondynie utkwił o tą jedną sekundę za długo.
– Bardzo dobrze, że jesteś. Ryzyko, że we dwójkę zgubicie drogę do pokoju będzie mniejsze.
Cóż, wyglądało na to, że synek dostał właśnie bojowe zadanie, z którego lepiej żeby się wywiązał i w drodze powrotnej nie zgubił nigdzie tej pijanej glizdy, w którą z pewnością Ryozo się wkrótce przepoczwarzy.
Hasegawa spojrzał na menu oferowane w tej budzie, studiując dobór dań uważniej niż podejmując decyzję o doborze ścieżki zawodowej. Wybrał jako ostatni, by móc też zasugerować się ewentualnymi podpowiedziami od pozostałej dwójki.
– Tylko to bierzecie? – spytał widząc te głodowe pojedyncze porcje i westchnął ciężko, pozbawiając się nadziei na zeżarcie wszystkiego co tu tylko serwowali – No to jak wszyscy się głodzą to ja też. Dla mnie tylko dwa tonkatsu bez ryżu, z wasabi.
Hasegawa był odpowiedzialnym obywatelem, nie zamawiał ryżu jeżeli wiedział, że w dzisiejszym planie nie ma miejsca na kulturalne posmakowanie alkoholu. Jego plan zakładał powrót na czterech łapach, o ile nie spanie w jakimś pobliskim kwietniku czy śmietniku. Wszelkie prognozy zakładały, że w repertuar wpisane być może również rzyganie po krzakach, co w połączeniu z ryżem nie brzmiało dobrze.
– Na początek sake.
Zerknął na młodego, gdy ten wybrał piwo, jakby chcąc go samym spojrzeniem poinformować, że dokonał złego wyboru. Nie napije się z nimi tego samego? Jak mu nie smakuje to niech faktycznie znieczuli podniebienie piwem, później sake będzie wchodzić jak woda.
Im dłużej go jednak słuchał i bardziej mu się przyglądał, tym bardziej nasuwało się jedno pytanie, które być może powinno poczekać na później. Zarówno na czas, gdy jemu rozwiąże się język jak i czas, gdy w ogóle takie pytanie przestanie być nie na miejscu.
– Bliżej czterdziestki, piękna emeryturka na wyspie – sprostował, na szczęście tym razem wpatrzony już w przygotowywane jedzenie, które zdawało się pochłaniać większość jego uwagi – Halloween było ostatnie, bo jakiś debil sobie na nim drugi raz złamał złamaną rękę.
Przez usta Hasegawy przemknął cień uśmiechu i zażenowania na samo wspomnienie, ale równie szybko zmieniło się to w niepewny grymas. Sam nikomu na wyspie nie mówił nic o swoim życiu poza nią. Nie tylko dlatego, że nie miał okazji. Po prostu nie wiedział czy to na pewno bezpieczne. Rzucił kontrolne spojrzenie na Ryozo, choć słowa skierował do młodszego.
– Dość dobrze znamy. Mówił ci gdzie pracuje?
To nie tak, że nie umiał przestawić się na czas przeszły. Po prostu nie uważał, by pobyt tutaj cokolwiek przekreślał.
Wysłuchując szybkiej rezygnacji z alkoholu młodego aż wywrócił oczami. Taki świętoszek z niego, że wolał nie ryzykować, czy też po prostu obawiał się, że go za szybko doprowadzi do rowu? Uderzył palcami o blat sygnalizując w ten sposób jako tako swoje niezadowolenie niezdecydowaniem. No i też tym, że jednak młody wolał piwo.
— Przedwczesna można by uznać. Ja tam planowałem emeryturę spędzić na Hawajach, w tej wymarzonej saunie... — nadal cierpiał, że nie udało im się zorganizować podziemnej sauny. Oczywiście, było to mało realne marzenie, ale jednak miał wrażenie, że gdyby wybudowano pod komendą policji sekretną saunę to by spędzał w niej połowę swojego cennego czasu.
— No bo żeś przywalił tym gipsem typeczkowi. Jak tam w ogóle ręka? Doskwiera?
Zerknął na rękę Jiro jakby chcąc zobaczyć przez materiał jego bluzy, czy blizna się zagoiła, czy nadal ją widać. Sam chyba już dawno przestał dbać o te swoje, które powinien może, chociażby zakryć tatuażami. Nie były one widoczne, schowane doskonale pod ubraniami, ale sam dyskomfort ich posiadania i tego jak brzydkie są sprawiał, że Ryozo coraz częściej zastanawiał się nad ich ukryciem pod tuszem.
— Ale musisz przyznać, przynajmniej było ciekawie. Stroje były oryginalne, wystrój mroczny, alkohol smaczny — wzruszył ramionami i uśmiechnął się na wspomnienie tamtego wieczoru. Widok przebranego Hasegawy mocno mu zapadł w pamięci. Aż szkoda, że chyba go już w nim nie zobaczy.
Zamyślił się na moment wbijając spojrzenie w podane im dwie butelki, jedną sake, a drugą z piwem. Mężczyzna za barkiem polał im, a Hideo zaczesał włosy w tył jakby szykując się do "walki". Walki, bo doskonale wiedział, że oboje ich prędko złoży, pytanie, który padnie pierwszy. Do tego potrzebował siły i boskiej opatrzności.
— Dobra, gdzie to jedzenie? Picie na pusty żołądek nikomu jeszcze nie nie zaszkodziło — wychylił się lekko za blat budki wciągając nosem roznoszące się w niej zapachy.
|
|