We have been graced with another beautiful day.
. But you are not able to see it.
Miejsce urodzenia: Lyon, Francja
Wzrost: 178 cm
Waga: 70 kg
Przynależność: Rats
Znaki szczególne: Blond włosy, mocny francuski akcent
Sposób przyjęcia: Porwanie
Więc jak to się stało, że trafiłem do akademii? Heh, heheh… Sam chciałbym to wiedzieć.
Zacznijmy od tego, że jestem zwyczajnym, normalnym chłopakiem, z normalną rodziną i normalnym życiem. Tylko normalne osoby mówią o sobie, że są normalne, prawda? Prawda. A więc skoro jestem normalny, to miałem też normalne dzieciństwo! No, może poza jednym małym wyjątkiem. Gdy miałem około dziesięciu lat, mój ojciec (spojler: później się dowiedziałem, że jednak nie jest moim ojcem) wyruszył na wojnę. Był wojskowym, więc nie mógł nawet odmówić, chociaż nawet gdyby mógł, to i tak by tego nie zrobił. Żołnierz z powołania i te sprawy.
Jako dzieciak byłem bardzo wybredny i szybko się nudziłem. Nowa zabawka? Dwa dni i do kosza. Nowa bajka na dobranoc? Ehh. Gdybym nie był jedynakiem, matka by oszalała. Serio! Ciężko było mi dogodzić do tego stopnia, że nawet badali mnie na ADHD. Nic mi jednak nie było, tak jak wspominałem, n o r m a l n y. Ten stan towarzyszył mi przez wiele lat, czasem nawet i teraz się objawia. Seriale znikają z listy po dwóch odcinkach. Ostatecznie, po wielu, WIELU, próbach i błędach zaspokoiły mnie dwie rzeczy. Pierwszą były szachy, o których to po raz pierwszy usłyszałem w pierwszej klasie podstawówki. Nie było jednak tak łatwo, o nie. Wywiązała się między nami specyficzna, toksyczna relacja. Grywałem sobie dzień w dzień przez rok, aż w końcu szlag mnie trafiał, wyzywałem na prawo i lewo i odstawiałem grę na kilka miesięcy. Potem wracałem, znowu grałem przez rok i znowu porzucałem na długi czas. I tak ciągle, i ciągle, i ciągle. A mówią, że szachy to taka fajna, spokojna i relaksująca zabawa… Ale hej, mimo tego wszystkiego, było sporo przyjemnych wspomnień. Poznawanie ludzi, uczenie się nowych taktyk, nawet turnieje się zdarzały.
Drugim hobby okazała się być strzelnica. Z tym to była w sumie śmieszna historia. Znajomy rodziców, żeby łatwiej dobierać się do łóżka mamusi, postanowił polepszyć relacje z czternastoletnim dzieciakiem, poprzez pokazanie mu jak się strzela. Brzmi jak scena z kiepskiego filmu komediowego (chyba, nie wiem, porzucam filmy w połowie), ale jakimś cudem to podziałało. Wkręciłem się i to mocno. Co prawda ograniczało mnie to, że byłem nieletni, więc de facto potrzebowałem opiekuna, ale udawało mi się to obejść. Wystarczyło przymilić się trochę do strzeleckich weteranów i ludzie przymykali na mnie oko. Później nawet załatwiłem sobie własną broń. No dobra, nie do końca własną, bo miałem tylko szesnaście lat. Oficjalnie należała do kocha… Ekhem, znaczy przyja… Dobra, kogo ja w ogóle próbuję oszukać, każdy wiedział o ich miłosnych igraszkach. Oficjalnie broń należała do kochanka matki, nieoficjalnie pistolet był mój i tylko mój. Umożliwiło mi to kompletnie bezpieczne i zgodne z wszelkimi przepisami strzelanie do tarcz w pobliskim lesie. No i co, trenowałem i trenowałem, a apetyt ciągle mi rósł. Wpadłem więc na genialny pomysł, by zacząć podchodzić do tego bardziej profesjonalnie. Skoro inni jeżdżą na olimpiady, to czemu ja miałbym nie próbować i trenować pod tym kątem?
I tak się żyło u nas na wsi… Do czasu aż tatulka wypuścili i do nas wrócił. Idealne w moje dziewiętnaste urodziny, taka o niespodzianka. Wtedy się to się zaczęło dziać. W domu zaczęło robić się niezręcznie i to bardzo. Ojciec po powrocie z wojny bardzo się zmienił. Taki dom nie do poznania, wersja tata. Ja w sumie nie wiem, bo nie pamiętam go z dzieciństwa, ale skoro wszyscy tak mówili, to musiała to być prawda. Jak się okazało, tatulek został odesłany, bo nie wytrzymywał psychicznie i zaczęło mu odbijać. Matka zaczęła odczuwać poczucie winy, więc tymczasowo kochanek otrzymał tytuł mojego trenera, a w domu panowała rodzina, miłość i te sprawy. Ja też udawałem, ale głównie po to, by nie stracić swojej spluwy. Spluwy, której w sumie nie mogłem używać, bo ojczulek dostawał ataków PTSD i wariował, kiedy tylko coś przypominało mu wojnę. Obiecałem, że nie będę strzelał w lesie, bo jeszcze tatulek usłyszy czy coś, ale no, kłamałem. Strzelnica mi zwyczajnie nie wystarczała, po tylu latach nawet zapaleńcowi się znudzi. Po prostu trenowałem w nocy, kiedy wszyscy spali i po problemie. No, prawie.
Pewnego wieczoru, w mojej okolicy rozległ się znajomy huk. Jeden, drugi, trzeci. Spokojnie, to były tylko fajerwerki. Nie wiadomo czemu ktoś postanowił je puścić, nie było w końcu żadnego święta. Niczym pies podbiegłem do okna i zacząłem je obserwować. W sumie to nie jak pies, psy przecież się tego boją i piszczą wniebogłosy. Nieważne. Ważne było to, że po kilku minutach huk rozległ się znacznie bliżej, bo w domu. Huk, który nie oznaczał nic dobrego. Chwyciłem swoją broń, skierowałem się do źródła dźwięku i zanim się spostrzegłem, poczułem ogromny ból w prawej nodze. Klap klap. Tatulek w końcu oszalał. Znaczy, od dawna był szalony, ale teraz osiągnął kolejny poziom, jakimś cudem wytrzasnął sobie strzelbę. Matka leżąca w plamie krwi, a ja niedługo miałem do niej dołączyć. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, jakoś go uspokoić, uświadomić, że to tylko fajerwerki. Jednak nic z tego… Zachowywał się jak pies w sylwestra. Ej, jednak tamto porównanie pasowało idealnie, tylko to innej osoby. Heheh. Mi jednak wtedy nie było do śmiechu, bo dostałem kolejną kulkę. Takmiędzynamitoprawiesięposikałemzestrachu. Nie mówcie tego innym, pliska. Zrozumiałem wtedy, że nie było innego rozwiązania, niż zabicie go. To… brzmi źle, cofam to. Wiedziałem, że muszę pozbawić go możliwości wykonania kolejnego strzału, ale no. Ja liche chuchro, on ex-żołnierz. To nie wypali, nieważne co bym zrobił. Nie miałem szans, musiałem strzelić i liczyć na to, że jakimś cudem ojczulek starci przytomność, ale jednocześnie się nie wykrwawi. Co wydarzyło się dalej? Nie wiem, urwał mi się film, w końcu przyjąłem na siebie dwie kulki. Aż dziwne, że wytrzymałem tak długo. Później dowiedziałem się jedynie, że z całej trójki tylko ja przeżyłem, a to i tak ledwo.
Podsumowując – nie mam pojęcia, czemu dostałem się do akademii.
• Zdarza mu się farbować włosy, jednak różnorodny to pod tym względem nie jest. Ogranicza się jedynie do różnych odcieni blondu.
• Mimo że nieregularnie, to dobrze gra w szachy. Gdyby uplasować go w tabeli rankingowej, znalazłby się mniej więcej w środku kategorii B. Czasem niżej, czasem wyżej, ale przez długi okres nie opuścił tej kategorii.
• Zdarza mu się nie tylko mówić przez sen, ale także i śpiewać.
• Kaleczy angielski i/lub mówi niezrozumiale. Zwykle, gdy się nakręci i mówi szybciej niż normalnie.
• Ma bliznę po postrzale na lewej części brzucha.
• Nienawidzi wysokich temperatur...
• ...Ale za to kocha ostre potrawy.
• Uwielbia lemury, chociaż sam nie wie dlaczego.
|
|